czwartek, 19 lutego 2015

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Tęsknota za ukochaną osobą rozdziera Ci klatkę piersiową nieco mocniej i doszczętniej niż zwykłe starcie przy spotkaniu twarzą twarz z wrogiem. Odczuwasz ją bardziej niż ten strach, który oplata Ci ból psychiczny bądź fizyczny. Uniemożliwia Ci rozsądne myślenie i wywołuje wielkie straty w czasie, w którym jesteś odpowiedzialny za grupę osób. Justin też nie potrafił się powstrzymać. Osoba, którą zostawił w Los Angeles wcale nie była lepsza. Odczuwała ten sam ból, który zaszył się w ogromnej skrzyni wspomnień, by móc przyswoić świadomość, że mężczyzna za którym poszła by w ogień zginął. Nie ujrzy jego promiennego uśmiechu już nigdy więcej. Nigdy więcej nie dotknie, ani nie poczuje bliskości, którą ją otulał. To już tylko przeszłość, a wyimaginowane historie z przed kilku lat są tylko wspomnieniem. Czy Megan była wszystkiego świadoma? Ani trochę. Pochłonięta dzikością uczuć zamknęła się w swoim pokoju, by opłakiwać swojego niedoszłego narzeczonego, bo przecież miało być tak pięknie. Ciepłe powietrze, ćwierkanie ptaszków i Ona – w białej, długiej sukni kroczy z ojcem do ołtarza, gdzie czeka na nią ten – z którym chce spędzić resztę swojego życia. Poddała się dobitnie. Żadne argumenty, ani propozycje nie miały miejsca. Chciała odsunąć się od reszty społeczności i tak po prostu spędzać te chwilę w ich wspólnym domu, gdzie tyle się wydarzyło. Sypialnia przypominała jej najwięcej wspomnień. To właśnie tutaj spędzali te beztroskie dni, gdy wracał na przepustki. To tutaj zasypiali i budzili się przy sobie, a nawet tutaj straciła swoje dziewictwo. I te rumieńce na twarzy na samo wspomnienie. Była szczęśliwa i przyznać mogła to bez bólu. Na mężczyznę tak idealnego nie mogła narzekać. Nie miał żadnej wady to były tylko minimalne skazy, aczkolwiek nawet teraz już nie pokłócą się o to kto pierwszy kąpie się, bo przecież i tak kończyli w wannie razem. Robili wszystko wspólnie. Bez tajemnic. Sto procent zaufania, bo choć swoje początki mieli ciężkie to wyszli na prosto i zbudowali związek na fundamentach szczerości. Nie byli idealną parą, bo przecież takie nie istnieją, ale większość znajomych zazdrościła tego w jaki sposób potrafią rozwiązać wszelkie spory. Kochali się, a ich miłość potrafiła znieść wiele. Związek, który tworzyli od pięciu lat pokazał im naprawdę wiele.


- Megan Collins przestań w końcu użalać się nad sobą i wyjdź do ludzi. – zaraźliwie chorobliwy głos jej brata, który wywoływał niewinne dreszcze na ciele zmusił ją spojrzeć w jego stronę.
- Ty nadal Christianie nie potrafisz nic zrozumieć. Nie wiesz przez jakie cierpienia i katusze muszę przejść, by chcieć co najmniej wybudzić się ze snu – słychać cichy wydech, którego klatki uwięzionej przeszłości powodują go takim ciężkim.
- Ale nie możesz zamykać się tutaj na całe dnie. Nie możesz zamykać się na otaczający Cię świat, musisz iść w przód. Nawet bez niego. – wychrypiał czekając na wybuch emocji z jej strony. Tak łatwo było doprowadzić ją do przeraźliwego szlochu, a jednocześnie szału.
- Tutaj jest mi o wiele lepiej.
- W końcu zostaniesz sama ze wszystkim, jeśli nie pozwolisz nikomu się do siebie zbliżyć. On nie wróci, pogódź się z tym. – był bezczelny. Zdawał sobie z tego sprawę, ale gdy nikt nie przetarł by jej oczu ona resztę swojego życia mogła by spędzić w tej sypialni.
- Na brak Twojego towarzystwa już na pewno nie będę narzekać. – zalana już od łez łkała by w końcu ją zostawił samą.
- Spójrz na siebie – wtedy to wskazał dłonią na jej sylwetkę – jak Ty wyglądasz? Siedem nieszczęść, a Justin nawet z góry nie chciał by Cię takiej oglądać. Siostro otrząśnij się. – dodał.
- Zostaw mnie samą. Zbyt bardzo mnie irytujesz, a nie chcę zrobić, ani powiedzieć niczego niestosownego. – w jej głosie można było wyczuć nienawiść do samej siebie. Była na skraju załamania, a nawet nie potrafiła sobie odpowiedzieć na proste pytanie „co będzie dalej” Dla wszystkich było to takie oczywiste, jednak nie dla niej. Ona wiedziała, że sobie nie poradzi.
- Dziś jest kolacja u rodziców. Świetnie było by jakbyś przyszła.
- Christian..
- Nie, nie waż się odmawiać. Powiedziałem mamie, że wyciągnę Cię i dałem słowo, że za wszelką cenę pojawisz się u nich – trzasnął jedynie drzwiami. Megan była zdesperowana. Nie wiedziała co robić, lecz chcąc nie chcąc musiała stawić czoło przeciwnościom. Bliscy mieli rację – nie powinna zamykać się w czterech ścianach. Justin by tego nie zniósł. Nienawidził wręcz widoku smutnej swej kobiety. Paraliżowało to go. Tym razem ją też. Fakt, że została sama paraliżował ją dobitnie.


Musisz w końcu wziąć się w garść.. – chociażby dla Niego.


 Ale czy to było takie łatwe? Musiała spróbować, choćby nie wiadomo jak ciężkie to się okazało. On nigdy się nie poddawał, tym razem ona też nie mogła. Walczyła za ich oboje choć tylko już na swą korzyść. Trzeba być silnym.
Założyła na siebie szare jeansy oraz koszulę dobitnie komponującą się z nastrojem, który wręcz samą ją przerażał. Nie mogła powiedzieć, że jest w pełni gotowa – to tylko wygląd zewnętrzy. Jej wnętrze powtarzało w kółko, że obawia się opuścić mieszkanie. Może to kobieca intuicja bądź co bądź same bujdy. Nie raczyła zadręczać się tym. Nałożyła na siebie płaszcz, a dźwięk dzwonka rozniósł się po całym pokoju.


To On !


Pomyślało serce.


W co Ty wierzysz?


Odpowiedział rozum. Jak zwykle górował. Za drzwiami ujrzała średniego wzrostu mężczyznę trzymającego natarczywie w swych dłoniach ogromne pudło. Domyśliła się kim jest owy facet. Przyszedł odnieść  to co należało do…
Pięknie podziękowała zabierając pudło do salonu. Zawyła. Jej szloch rozniósł się po całym domu. Nie mogła się otrząsnąć, a wyjmując po kolei każdą rzecz, której dotykał Justin łez leciało jeszcze więcej. Czym sobie zawinili?
Na każdego przyjdzie pora moja droga.
Czemu, akurat On? Dlaczego to takie niesprawiedliwe?
Nic nie poradzisz. Pogódź się z tym i w końcu jedź do rodziców.
Co racja to racja, na mnie już pora. Mama nie lubi, gdy się spóźnia ktoś. Nie mogę być inna. Wolę być punktualna i choć tym razem nie zawiniłam i znalazłam się w ich domu na czas to nastrój nadal nie wrócił.
- Córeczko jak się czujesz? – nietypowe pytanie dla każdego, a choć takie niepewne to każdy nim potrafi dobić.
- Trzymam się – szepcze, by móc zabrać się za posiłek, który przygotowała rodzicielka.
- Dla nas też nie jest to łatwe, ale pamiętaj, że jesteśmy z Tobą – objęła ją ramieniem.
- Myślę, że nie powinniśmy poruszać tego tematu, przyjdzie na to pora – błogosławieństwa wysłuchane. Ojciec dostrzegł stłumiony wyraz twarzy Megan. Była mu wdzięczna i posyłając mu delikatny uśmiech próbowała tym gestem to odzwierciedlić.
- A jak na uczelni?
- Wiesz.. – zawahanie – ledwo pozaliczałam sesje. Dziewczyny donosiły mi notatki, a teraz dopiero za tydzień mam wykłady. Muszę jakoś sobie poradzić.
- Jesteś silną kobietą, musisz dać radę. – była tego świadoma, ale co z tego. Gdy nic nie idzie po Twej myśli zapadasz się w dół nie myśląc o tym co powinnaś. Zanika cząstka ciebie.
- Może zechciałabyś zamieszkać z nami? Wiesz, że zawsze nasze drzwi są otwarte. – dość nietypowy krok, ale rodzice są zbyt troskliwy.
- Mamo ten dom jest chociaż namiastką przeszłości. Czuję się w nim bezpiecznie i wiem, że Justin mi w nim towarzyszy.
- Utrzymasz tak ogromnie mieszkanie? Zdajesz sobie sprawę ile to wydatków?
- Poradzę sobie, a jeśli już to podejmę się jakiejkolwiek pracy – westchnęła. Ta rozmowa ją wykańczała, lecz nie mogła odejść od stołu dopóki nie zje. Spragniona powrotu do domu wręcz pochłaniała posiłek widniejący na jej talerzu. Musiała serdecznie podziękować, aby w końcu móc znaleźć czas dla siebie. Choć to krótkie spotkanie to miała dość całego dnia. Pragnęła odpocząć w wannie w odprężającej wodzie, gdzie żaden szmer nie mógł nawet pisnąć słówka, by jej przeszkodzić.
U progu drzwi powitał ją długowłosy owczarek niemiecki, który sprawował się u nich już dwa lata. Był wyszkolony przez samego Biebera i jego załogi. Wyczuwał niebezpieczeństwo. Potrafił obronić Megan, a to tylko dlatego, aby Justin mógł czuć się spokojny, że choć w minimalnym stopniu jest bezpieczna, gdy go nie ma. A skoro teraz już umarł to wyłącznie pies został, by sprawić się w roli opiekuna, a nawet pocieszyciela. Przynosił jej od zawsze wiele radości, lecz on nawet wyczuł, że od jakiegoś czasu jest coś nie tak. Był sprytniejszy niż nie jeden człowiek.
- Roco przyjacielu..  – pogłaskała go po pysku jednego z psów mając wrażenie, że pies ją rozumiał. – zostaliśmy już tutaj sami – dodała. Nadal była przygnębiona.
Znów przeglądała pudełko. Ich wspólne zdjęcie, jego buty, mundur, a nawet listy, które do siebie pisali. Wzięła ubranie ukochanego do rąk.
- Roco czy mi się wydaje czy to wcale nie jest zapach Twego pana – wzdrygnęła na myśl. Wariuje, a nawet wciąga w to psa. Przecież to paranoja, ale ona po prostu trzyma się nadziei, że to nie prawda. Nie dochodzi jeszcze do niej nic. Ułożyła ubranie na łóżku, a owczarek wąchający jego mundur mimowolnie dwa razy zaszczekał. Znieruchomiała.
Co to miało znaczyć? Ten pies postradał rozum.
W końcu nie jestem sama. Przybij piątkę przyjacielu.  





~♦~


- Jest nam jakże niezmiernie trudno pozbierać po stracie tak dobrego człowieka – wychrypiał jeden z chłopaków naszej załogi. Podzielałem doszczętnie jego słowa. Walka była zacięta, a choć mieliśmy przewagę to niestety jeden z naszych musiał zginąć. Na wojnie tak już jest. Jeden ginie, a w mieście spokoju drugi się rodzi. To normalne, lecz czemu akurat odchodzą osoby bliskie naszym sercom. Nie jest to sprawiedliwe, a przede wszystkim nie jest łatwe.
- Nie umiem sobie wyobrazić co przeżywa jego żona.
- Pewnie jest załamana – a wtedy myśli prowadzą mnie do niej. Do kobiety o nieskazitelnym uśmiechu i ciepłym sercu. Do najważniejszej osoby w całym tym życiu. – Ale pamiętajmy, że gdy jutro wygramy te starcie z czystym sumieniem wrócimy do swych kobiet. Musimy wypocząć, kładźcie się już. – dowódcą nie jest być łatwo, a szczególnie w takich momentach, gdy ginie Twój. Trzeba mieć dobrą psychikę.


- Powie mi ktoś chociaż gdzie są moje rzeczy?  - zdyszany zebrałem zbiórkę przed namiotami. Byłem zdruzgotany. – Kto ruszał moje osobiste listy?







~♦~

Pierwszy rozdział za nami. Nie mogę określić czy wyszedł czy nie, gdyż tą opinię w zupełności pozostawiam Wam. Oczywiście jako, że to początek to wiele się nie dzieję, ale trochę cierpliwości. Pozdrawiam M.



6 komentarzy:

  1. Hej, hej. Mówiłam, że skomentuję, więc właśnie zabieram się do roboty. Po pierwsze powiem, że masz śliczny szablon, chociaż dziewczyna na szablonie nie jest tą samą, którą wstawiłaś w heroes, ale to nic. Swoją drogą główna bohaterka jest strasznie śliczna. To Candice Swanepoel, prawda? Teraz zajmę się treścią. Bardzo spodobały mi się twoje opisy. Naprawdę świetnie jest tworzysz. Dialogi też są okej, ale te opisy były najlepsze. Wyobrażam sobie jak główna bohaterka musi się czuć i bardzo jej współczuję, bo stracić ukochaną osobę to coś potwornego. Ale jak z końcówki wywnioskowałam to Justin żyje, tak? Żyje, na pewno żyje. Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy, bo coś czuję, że to będzie nieźle poplątane. Opowiadanie oczywiście obserwuje i będę czekać na dalsze losy. Pozdrawiam, Weronika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie dziękuje Ci za ten komentarz, to dla mnie naprawdę wiele. A jeśli chodzi o szablon to może wypada mi trochę sprostować wszelkie wątpliwości. Wcale nie miałam robić bohaterów - to Wy mieliście sobie ich wyobrazić. Chciałam dać wam wolną rękę, aczkolwiek pomyślałam, że to nie estetyczne i zrobiłam swoje, a z racji, że od kilku tygodni czekam na swój własny szablon to musiałam zadowolić się tym pięknym z zaczarowanych. Masz rację, że koliduję się z moją główną bohaterką, ale to wcale mi nie przeszkadza, bo szablony w każdej chwili zmieniam (potrafię nawet kilka razy na dzień), a gdy dostanę już swój będzie wszystko pięknie komponowało się. :)
      Jeszcze raz tylko dziękuje za Twoją świetną opinię.

      Usuń
  2. Jak już pisałam wcześniej, jednak nie mogłam tego dodać rozdział jest cudowny! Bardzo mi się podoba, tak samo jak i szablon. Moim zdaniem bardzo tutaj pasuje.. te jej oczy, nie wiem czemu lecz wydaje mi się że odzwierciedlają tęsknotę.. akuratnie za Justinem ;) Poza tym, nie jestem pewna co do jednej kwestii. Justin jest duchem czy rzeczywiście przeżył? Mam nadzieję że trafną odpowiedzią będzie to drugie ;> Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodząc na tego bloga pomyślałam sobie, że kolejna osoba bawi się w Justina Gangstera, u którego stóp jest cały świat, ale nie... Ty zrobiłaś z niego żołnierza, to coś nowego. Szczerze mówiąc ten chłopak ani trochę nie pasuje mi do wojskowego munduru, ale w sposób jaki to opisujesz - nie wiem, nawet nie wiem co mam powiedzieć. Każde słowo dobrane jest do kolejnego i razem tworzą niezwykłą melodię. Przeczytałam ten rozdział na jednym tchu i coś mi się wydaje, że to będzie kolejne dzieło, które będę czytała z tęsknotą, gdy Cię nie będzie. Uwielbiam to już, kocham i zapisuję się do Obserwatorów.

    Chciałabym Cię jeszcze przy okazji zaprosić na tłumaczenie "This love". Kiedyś sama pisałam własne FF, ale mam w głowie tyle pomysłów, że nie wiem który zrealizować, więc poszłam po mniejszej linii oporu i zdecydowałam się pierw trochę potłumaczyć.
    www.thislove-ff.blogspot.com

    Pozdrawiam Cię gorąco i czekam na następny rozdział.

    MillyMelRed.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezusie kochany, rozdział jest świetny!
    No po prostu cudowny! :)
    Bardzo miło mi się go czytało, a że ciekawość w tym momencie góruje to lecę czytać drugi rozdział, bo inaczej zwariuje, jak nie przeczytam, co dalej.
    Piszesz fenomenalnie! :)
    Pożycz talent...

    Pozdrawiam,
    Karolina (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń
  5. Obiecałam, więc komentuję.
    Rozdział niesamowicie wciąga. Ciężko jest się od niego oderwać chociażby na chwilę, by wypić sok . Oczywiście to bardzo dobrze :) Nie dopatrzyłam się żadnych błędów, które by jakoś przeszkadzały w zrozumieniu tekstu. Pomysł na fabułę według mnie jest wyśmienity. W dodatku potrafisz wszystko ładnie opisać, więc nie ma problemu z wyobrażeniem sobie uczuć danego bohatera. Coś co mi nieco przeszkadza, to mieszanie narracji. Albo trzecioowobowa, albo pierwszoosobowa. I tutaj nie chodzi o zmianę perspektywy, że najpierw jest z punktu widzenia dziewczyny, a później chłopaka. Chodzi o to, że najpierw masz z punktu widzenia dziewczyny, a nagle z niczyjej. Rozumiesz o co chodzi? Mam nadzieję, że tak. Przepraszam, że tak wszystko dziwnie napisałam. myślę jednak, iż skumałaś i nie obrazie się za to. Ogólnie mi się podoba ^^ XD pozdrawiam! Natx

    OdpowiedzUsuń