CZYTASZ = SKOMENTUJ !
To wyścig po sam zestaw swoich przyjemności. Garstka namiastki, która
wyłudzi od Ciebie minimalną krztę zachwytu. To tak jakbyś oddał ostatnie
resztki sił, by ktoś inny mógł posilić się Twoją porażką bądź cierpieniem. W
zupełności nie masz nad tym kontroli, by odbić się od dnia od którego
najbardziej byś chciał uciec lub przynajmniej go zmienić.
To kolejne trzy tygodnie, które w stanie są przybić Ci gwóźdź w jak
najmniejszą dziurkę, której nawet nie jesteś w stanie dostrzec. Rozdrabnia
Twoją ranę i karmi Cię złudnym powietrzem o wspaniałej nadziei. Nigdy nie masz
pewności, że odda Ci z namiastką, a spokojne beztroskie życie unormuje się,
aczkolwiek rozbrzmiewający telefon leżący na szafce oddał nadzieje.
- Pan Bieber? Pańska narzeczona się wybudziła, lecz nie może pan jej
odwiedzić wcześniej niż o 22. Musi pan zjawić się po jej rodzicach –
rozpromieniony głos jednej z pielęgniarek ogłuszył jego świat. To jak
wybawienie, które miało już nigdy nie nastąpić. Po tylu dniach męczarni wygrzebał
się z pod koca naiwności, by bez oglądania się za siebie ruszyć w pościg bo
wymarzony cel.
- Jestem pani naprawdę wdzięczny, nie wiem
jak się pani odwdzięczę za to wszystko co pani dla mnie zrobiła – wydyszał do
słuchawki sparaliżowany. Był w takim szoku, iż nawet sam nie był w stanie
zrobić sobie posiłku, którego od kilku godzin nawet nie konsumował. Był wręcz
szczęśliwy, że w końcu jego kobieta życia może przypomniała sobie cokolwiek.
Miał prawo skakać z radości, nie rozmawiał z nią od trzech miesięcy. Od trzech
miesięcy nie widział jej cudownych tęczówek, ani nie słyszał barwy jej głosu.
Nie widział innego wyjścia jak spakować się
szybko do samochodu i ruszyć w pogoń po szczęście. Tym razem nie chciał
przegapić takiej szansy, wiedział, że musi wykorzystać obficie daną okazję. Nie
należał do osób, które się poddają i to go motywowało. Motywowało do działania,
w którym obrał sobie cel, aby za wszelką cenę pomóc Megan.
Pomocną pielęgniarkę odnalazł na piętrze na
którym znajdowała się sala jego kobiety. Gdy tylko go ujrzała z sympatycznym
uśmiech wprowadziła go do pomieszczenia.
- Ma pan chwilę czasu, proszę nie siedzieć
za długo – ponagliła go wychodząc.
Mógł zostać z nią w
końcu sam. To odpowiedni moment, by móc wydusić z siebie żal i rozgoryczenie. Móc
wyżalić się kobiecie, która pewnie nawet nie wiedziała, że Justin był przy
niej, aczkolwiek zwykłe patrzenie na śpiącą Megan dawało mu tyle radości.
- Kochanie.. Sam nie wiem czy mnie
słyszysz, lecz może lepiej byś nie zaprzątała sobie głowy mymi problemami? –
uścisnął jej dłoń, która nawet nie drgnęła. Miał wrażenie jakby ona nadal była
w śpiączce, lecz oddychała. Miała twardy sen. – Chciałem, abyś była szczęśliwa
przy mym boku, a najlepiej co mi wychodzi to krzywdzenie Cię. Sam już nie umiem
poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Kocha Cię, a Twoi rodzice zakazują mi się
nawet do Ciebie zbliżyć. To sprawiedliwe? – spojrzał na nią mając nadzieję, że
się obudziła, lecz na darmo. Była taka spokojna podczas snu – Naprawdę nie
wyobrażam sobie życie bez Twego ciała, ciepła, a nawet krzyku. Jesteś mi
potrzebna jak tlen, bez Ciebie usycham. Kiedy w końcu wszystko wróci do normy,
a ja będę mógł przytulać się do woli? I czy nadejdzie jeszcze taki czas. Jestem
naprawdę wycieńczony tą gonitwą. Chciałbym w końcu położyć się pod pierzynę
wraz z Tobą bez żadnych zmartwień – spojrzał na nią i przelotnie całując ją w
czoło zdał sobie sprawę, że powinien się już zbierać. Nie chciał nadużywać
dobrych chęci owej pielęgniarki i muskając dłońmi jej chłodne dłonie wychrypiał
resztkami sił – Kocham Cię.
To było takie nie
wiarygodne, a nawet i wystawione na próbę przez los. Gdy On tylko przekroczył
próg szpitala sparaliżowane ciało Megan zawrzało pod naciskiem drgawek. Czuła
jak spocone ciało wije się pod naciskiem snu, w którym ukazał się jej
mężczyzna, którego tak często w nich widziała.
- Justin – wykrzyczała pewna swoich sił –
Wróć – nie dawała za wygraną, a wtedy do jej pokoju wbiegła pielęgniarka, która
właśnie rozpoczynała swój dyżur. Za wszelką cenę próbowała uspokoić blondynkę i
uświadomić jej, że to tylko okropny sen i aby się uspokoiła.
- Pani nie rozumie mój zmarły narzeczony
mnie odwiedził – dławiła się łzami. Była prawie pewna, że przed momentem Justin
był w tej sali i gładził ją ciepłem.
- Panno Collins nikt nie wychodził z pani
sali w ostatnim czasie. Musiało się pani coś przyśnić, proszę Cię uspokoić –
próbowała robić cokolwiek, aby tylko Megan ochłonęła.
- On tu był, czułam jego obecność, to nie
mógł być sen – krztusiła się wspomnieniami i bólem. Nie mogła uwierzyć w to co
jej się przytrafiło i że Justina nie ma już przy niej. To nie możliwe.
Znów poczuła jak oddala
się od rzeczywistości i zapada w sen. Zmorzył ją lek, który wstrzyknęła jej
pielęgniarka po którym całkowicie traciła rachubę codzienności.
*
- Pańska córka wczoraj znów miała kolejny
atak – westchnął jeden z lekarzy – Jedna z pielęgniarek, aby opanować sytuację
podała dożylnie lek uspokajający.
Pani Collins widać
była przerażona. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że martw się
okropnie.
- Na czym polegał ten atak? – zachowując
zimną krew pan Collins wpatrywał się w doktora.
- Dziewczyna miała drgawki senne, majaczyła
i wykrzykiwała imię mężczyzny. Można rzec, że na moment odzyskała przytomność,
lecz teraz znów zapadła w sen
- Czy wy w ogóle wiecie co robicie? Znów ją
straciliśmy, jesteście do niczego – zdenerwowany ojciec dziewczyny wszedł do
sali, w której znajdowała się jego córka. Tylko matka nie odeszła od lekarza,
by dowiedzieć się czegoś więcej o stanie jej dziecka. Ciekawość w sumie też
zagórowała nad jej decyzją.
- Wie pan jakie imię moja córka
wykrzykiwała? – zdesperowana wyczekiwała na jakąkolwiek odpowiedź lekarza.
Mimo, że domyślała się co mogła majaczyć to jednak chciała się upewnić.
- Pielęgniarka mówiła o Justinie. Megan
podobno błagała, aby owy mężczyzna wrócił – zestresowany wybuchem ojca
przeprosił kobietę, która mimowolnie udała się do pomieszczenia, gdzie siedział
już jej mąż. Była zła na męża, że zakazał Justinowi spotykać się z ich córką.
Ten chłopak bardzo ją kochał i choć Megan wiele wycierpiała to nie mógł
zarzucać mu tak ogromnego czynu. Mógł choć spróbować go zrozumieć, aczkolwiek
bała się przeciwstawić mężowi. W głębi duszy bała się, że może mieć rację. Nie
mogli przecież ryzykować. Ich córka była dla nich bardzo ważna i najważniejsze
było to co się z nią dzieje. Nie chcieli by jej stracić.
- Nie musisz mi wcale mówić kogo wołała,
domyślam się – opuścił głowę w dół mężczyzna w podeszłym wieku. Doskonale
zdawali sobie sprawę, że młodzi się darzyli silnym uczuciem, lecz
bezpieczeństwo blondynki było dla nich o wiele ważniejsze.
- Boje się, że popełniamy ogromny błąd.
Justin był naprawdę odpowiednim mężczyzną dla naszej córki – ze skruchą w
głosie przyglądała się widokowi zza oknem, a Megan? Megan mimo, że już dawno
się wybudziła nie miała zamiaru otwierać oczu. Obawiała się tego co ją spotka i
czego się dowie. Bała się kim są owi ludzie w tym pomieszczeniu o co właściwie
tutaj robią. Wolała na chwilę obecną przemilczeć ich kłótnie.
- Doskonale wiesz, że Justin sprowadził ją
na złą drogę, moja córka powinna wiedzieć jak naprawdę jest. Nie popuszczę tego
płazem – dopiero wtedy zorientował się, że duże niebieskie tęczówki wpatrują
się w niego przestraszone. Poderwał się z miejsca i przytulając swoją małą
dziewczynkę uradowany wołał lekarza. Sanitariusze wbrew wszystkiemu szybko
znaleźli się w sali. Musieli przebadać dziewczynę.
- Jak się pani czuje panno Megan?
- Panno kto? – zszokowana przyglądała się
lekarzowi, który stał tuż naprzeciwko jej łóżka. Była przestraszona, sama nie
umiała nazwać tego co działo się w danej chwili. Nie umiała przypomnieć sobie
czegokolwiek, a już na pewno nie rozpoznawała ludzi otaczających ją.
To właśnie wtedy
przyświecono jej w oczy bystrym światłem, a doktor pokiwał kilkukrotnie głową.
- Wie pani, który mamy dziś dzień? – to
zagadka, która bardzo ciężko jej było przyswoić, lecz przyglądając się twarzom
w pomieszczeniu chciała mieć już to za sobą.
- Nie mam w głowie całego kalendarza,
przypuszczam, że jest któryś dzień roku 2014 – zmęczona opadła ponownie na
łóżko. Czuła się jak na przesłuchaniu.
- Tak jak podejrzewałem. Pańska córka ma
chwilowy zanik pamięci – zwrócił się do małżeństwa bacznie obserwującego
zaistniałą sytuację. Dziewczyna nadal nie mogła wyjść z podziwu tego co właśnie
tutaj się wyprawia. Chciał jak najszybciej wyjaśnień.
- Zanik pamięci? Ile to jeszcze będzie
trwało? Ten Justin wniósł tylko tyle nieszczęścia – załamany osunął się po
krześle na którym jeszcze nie dawno siedział. Nie mógł zrozumieć dlaczego
akurat jego rodzinę spotykają same nieprzyjemności. To kres wytrzymałości.
- Może to potrwać kilka dni, a może parę
tygodni – zajął się solidnie Megan, aby przepadać każdy milimetr i niczego nie
przegapić. Musiał sam wiedzieć czy nie ma wszelkich komplikacji w jej zdrowiu. Był
najlepszym specjalistą i nie mógł pozwolić sobie na obelgi. To nie w jego
stylu. Zawsze dawał z siebie jak najwięcej, aby każdy jego pacjent czuł się
najlepiej.
- Kim tak właściwie jesteście? – zdołała wykrztusić
z siebie, gdy lekarze wyszli z jej sali. Była skołatana zaistniałymi
dolegliwościami. Brakowało jej obecnie troski, opiekuńczości, lecz nie mogła
dojść do wniosku tak naprawdę kogo. Była w kropce, nie mogła poradzić sobie z
własną osobowością. Gubiła się w labiryncie po zwycięstwo. Gubiła się dosłownie
we wszystkim tylko dlatego, że potrzebowała osoby, która naprowadziłaby ją na
odpowiedni kurs, a wręcz czuła, że ludzie, którzy aktualnie znajdują się w tym
pomieszczeniu co ona nie są zdatni przyswoić jej tego na co zasługuje.
- Tak więc nazywam się Megan Collins i
studiuje w Cambridge – westchnęła zaintrygowana całym swym życiorysem – A co
właściwie się stało, że trafiłam tutaj? – była tego ciekawa. W końcu wszystko
toczyło się o jej przyszłość. Nie mogła odpuścić nawet mimo tego, że miłosierny
ból głowy ją ogłuszał.
- Miałaś wypadek samochodowy – mężczyzna dość
skrępowany w mgnieniu oka odpowiedział na jej pytanie. Był tak pewny siebie, że
dziewczyna mu przytaknęła. Właściwie nie miała powodu, by mieć wątpliwości w
końcu okazali się jej to rodzice, a więc nie mieli podstaw, aby ją okłamywać.
- Długo już tutaj jestem? Byłam w śpiączce,
tak? – pytań nie było końca. Na wszystko musiała znać odpowiedz. Ciekawość
kobiety nigdy jest nie opisana, aczkolwiek tym razem Megan musiała przewyższyć
lojalność kobiecą, by nie stracić materii zbyt wiele. Była przekonana, że to
dopiero początek jej wątpliwości.
- Nie było z Tobą kontaktu przez okrągłe
trzy miesiące. Bardzo się stęskniliśmy – promienny uśmiech wkradł się na
uśmiech pana Collinsa, aczkolwiek dziewczynie nie było do humoru. Nadal
trudziła się tym wszystkim co teraz będzie i czy szybko sobie wszystko
przypomni. Nie mogła przecież żyć w nieświadomości. Próbowała na każdy możliwy
sposób zrozumieć i przypomnieć sobie co wydarzyło się trzy miesiące temu, lecz
to na nic.
- Mam jakieś rodzeństwo? – dopytywała za
wszelką cenę.
- Masz starszego brata, ma Cię odwiedzić
jeszcze dziś. Wszyscy naprawdę przeżywaliśmy to co się wydarzyło. Martwiliśmy
się – zabrała w końcu głos kobieta. Jej podkrążone od łez oczy można było
dostrzec od razu. Musiała wiele przeżyć i wypłakać. Wierzyła jej, że się
martwiła. W końcu matka okropnie troszczy się o swoje dzieci. Zrobiło jej się
szkoda starszej kobiety.
- A czy miałam chłopaka może? – przełknęła głośno
ślinę wyczekując odpowiednich słów. Tego obawiała się najgorzej. W końcu
chciałaby chociaż rozpoznać bliską jej osobę.
- Nic mi nam nie wiadomo, nigdy nie
przyprowadzałaś do domu żadnego mężczyzny – małżeństwo wymieniło pomiędzy sobą
dziwne spojrzenia, aczkolwiek Megan olała to. Może i mówili prawdę, aczkolwiek
nie miała ku temu sprzeciwów. Po prostu uwierzyła im na słowo i skoro naprawdę
nie przyprowadzała nikogo do domu to może nawet nie spotykała się z nikim na
poważnie.
- A mam jakąś przyjaciółkę z którą bardzo
dobrze się trzymałam? – każde jej pytanie wywoływało u niej tyle bólu. Jak
mogła zapomnieć o bliskich jej osobach. Krwawiła z niewiedzy. Tak naprawdę
miała już tego dość i mimo, że dopiero niedawno się wybudziła to chciała znów
zasnąć i obudzić się z pamięcią. To straszne uczucie nie pamiętać nic ze
swojego życiorysu.
- Bardzo dobrze trzymałaś się z jedną z
dziewczyn na uczelni. Z tego co pamiętałam miała na imię Julliet, ale nie
jestem pewien – lecz jego niepewność od razu zabiła kobieta.
- Tak, nazywała się Julliet i często zapraszałaś
ją do domu
- A więc wnioskuję, że mieszkam jeszcze z
Wami? – ich zmieszane miny było bardzo intrygujące. Czuła jakby próbowali się
przed nią coś ukryć, lecz nie miała nawet na to dowodów. Musiała wierzyć im na
słowo. Nie mogła od tak sobie wymyślić przeszłości.
- Tak – wręcz krzyknął mężczyzna. Mina
kobiety ją nadal ciekawiła, siedziała jakby zaraz miała zostać wydana na karę
śmierci za jakieś przewinięcia. Nie mogła dotrzeć do tego co proponują jej
przekazać. Bała się, bała się wszystkiego.
Miała właśnie zadać
kolejne pytanie, gdy do pomieszczenia wszedł nie za wysoki blondyn o
ciemniejszej karnacji. Na pierwszy rzut oka nawet nie śmiała sobie wmówić, że
to jej brat, ale małżeństwo, które spędziło z nią chwilę czasu automatycznie odsunęli
wątpliwości i ponaglili, że to jej rodzony brat. Przyglądała mu się przez
chwilę mając nadzieję, że cokolwiek sobie przypomni, lecz to na nic. Totalna
pustka, a chłopak próbował wskórać cokolwiek i przypomnieć Megan o swej osobie.
Ona nadal była nieugięta, nic nie wchodziło jej tak szybko do głowy. Spędzili
na wpajaniu jej nowych wiadomości dobre dwie godziny, a dziewczyna tylko przytakiwała
i dopytywała. Było jej ciężko.
- A czemu nie ma jeszcze tutaj u Ciebie narzeczonego?
– nagle przerwał blondyn mając nadzieję na szybką odpowiedź, lecz jego rodzice
automatycznie skarcili go wzrokiem. W końcu nie chcieli jej przypominać o
Justinie. Chcieli ich od siebie odseparować, aby nie przyrządził jej większych
szkód. Właściwie to ojciec chciał trzymać go z daleka od niej.
- Miałam narzeczonego? Przecież
powiedzieliście, że nawet nie wiedzieliście o istnieniu jakiegokolwiek chłopaka
– poderwała się zirytowana z miejsca. Ich zmieszane miny mówiły, a wręcz
krzyczały, że kłamią i nie powinna im ufać. Nie tak miało to wszystko wyglądać.
Przecież zaufała im już od początku, nie zdawała sobie sprawy, że tak bliskie
osoby mogły by ją zranić.
- Twój brat tylko lubi się zgrywać i zawsze
Ci dokuczał tym, że jeszcze nikogo nie masz, prawda Christianie? – wszystko było
nagle takie chłodne i nietypowe. Nie mogła zrozumieć już nic, gdy chłopak
przytaknął jej głową, że się zgrywał. Była naprawdę wykończona.
- Ale ciągle wspominaliście coś o jakimś
Justinie? – próbowała grać na zwłokę, aby dowiedzieć się cokolwiek. Naprawdę to
ją męczyło. Ta niewiedza ją męczyła.
- Dość tego, musimy powiedzieć jej prawdę –
wyrwała się kobieta. Pan Collins był już poddenerwowany. Nie chciał, aby ta
sprzedała wszystko i powiedziała o Justinie. Chciał chronić córkę jak najlepiej
mógł i nie zniósł by tego, że znów mógłby wplątać ją w jakieś bagno – Twój narzeczony
był żołnierzem, lecz zginął na misji – wszyscy odetchnęli, lecz dziewczyna
chciała wiedzieć więcej. To było takie nie realne.
- Nie chcieliśmy Ci nic przypominać, bo
myśleliśmy, że tak będzie lepiej, przepraszamy – dodał ze skruchą ojciec, a
wtedy dziewczyna pokazała im tylko dłonią drzwi w geście, aby wyszli. Chciała
zostać sama.
Tyle się dzieje, tyle niepowodzeń i rodzice, którzy próbują chronić ją przed miłością. To normalne? Nie też tak sądzę, ale skoro mam nad wszystkim władzę to mogę wymyślać jeszcze więcej nieprzyjemności i zguby. Co wy o tym sądzicie? Macie jakieś wizje co właściwie się wydarzy? A może jej rodzice odnajdą jej zupełnie kogoś innego? Wszystko jest do spisania Wam tylko życzę chęci, aby czytać te wypociny!
A najważniejsze to ŻYCZĘ CHĘCI DO KOMENTOWANIA ! To dla mnie ogromnie ważne i chciałabym ujrzeć coraz więcej tych komentarzy. Za poprzednie oczywiście dziękuje, jesteście naprawdę kochani ! <3
Za wyświetlenia też dziękuje niezmiernie !
A już na tt możecie dać follow i przede wszystkim POLECAĆ BLOGA !
Niech o fabule dowie się szerszy kręg czytelników.
Do następnego !
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Świetny rozdział!! :)
OdpowiedzUsuńjej mozę wreszcie sobie przypomni Justina genialny rozdział
OdpowiedzUsuńCudowny!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co na to wszystko Justin. On musi walczyć o tą miłość, musi...
Jakoś tak niewiele zrozumiałam, ale wiem że jej rodzice okropnie się zachowali! na pewno bym takich rodziców znienawidziła, bo przecież oni się tak bardzo kochają.
OdpowiedzUsuńGratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award! Wszystko czego chcesz się dowiedzieć znajdziesz u mnie na blogu w zakładce "MENU" pt. "LIEBSTER AWARD" :)
OdpowiedzUsuńProszę o dokładne przeczytanie całego postu i pozostawienie komentarza informującego pod postem.
ojojoj :3 fabuła naprawdę dobra, ale mogłabyś trochę popracować nad składnią, bo stosujesz szyk przestawny i to jest tak trochę "nie po polsku" :P i skaczesz z narracji pierwszoosobowej do trzecioosobowej nawet w jednym zdaniu i to jest troszeczkę uciążliwe w czytaniu :c
OdpowiedzUsuńi jeszcze jedna taka mała uwaga, ponieważ zwróciłam na to uwagę, nie chcę cię pouczać czy coś, bo nie jestem od tego, sama nie jestem ekspertem, ale sformułowanie "grać na zwłokę" nie odnosi się do zadawania pytań, czy szukania odpowiedzi, tylko czegoś w stylu gadania, nie koniecznie z sensem, żeby zyskać na czasie, otumanić "przeciwnika", zdążyć wymyślić jakieś wyjście z sytuacji, więc sądzę, że niekoniecznie poprawnie tego używasz :P
i jeszcze jedna moja przyczepka xd raz mi się tutaj rzuciło w oczy, ale możliwe, że jest tego rodzaju błędów więcej, jak to ja muszę się uczepić, ale trzeba to brać z przymrużeniem oka, aczkolwiek fajnie by było, żebyś wyciągnęła jakiś wniosek z tego :P otóż znalazłam takie oto coś "była by" Uwaga panie i panowie, TRYB PRZYPUSZCZAJĄCY (tak to moje ulubione) tworzymy w następujący sposób do czasownika w odpowiedniej formie (np. zostańmy przy tym była) dodajemy partykułę by, bym, byś [i jeśli istnieją jakieś inne tworzące tryb przypuszczający, których w chwili obecnej nie pamiętam, bo jest wpół do czwartej :p] na początku lub na końcu w taki sposób:
1. jeżeli chcemy, żeby partykuła był na początku robimy tak: by była/tworzyła/wracała, byś jadła/paliła/brała, bym śpiewała/spała/piła itd. (oczywiście to samo dla rodzaju męskiego, nijakiego, męskoosobowego i niemęskoosobowego) [czyli mamy partykułę + spacja + czasownik]
2. jeśli chcemy, aby nasze by/byś/bym było po czasowniku, robimy tak:
byłaby robiłaby śpiewałaby piłabym spałabym czesałabym tworzyłabyś kroiłabyś pisałabyś marzyłabyś (to samo do rodzaju męskiego itd.) [czyli mamy czasownik + partykuła na końcu, pisana łącznie]
wyjątki takie najczęściej spotykane można by trzeba by i chyba jeszcze jeden, ale nie pamiętam, w każdym razie chodzi o tego typu czasowniki jak można i trzeba :P wtedy piszemy po czasowniku i piszemy rozłącznie :3
Przepraszam za mój super wywód o trybie przypuszczającym, bo przypuszczam, że to wiedziałaś, tylko z pośpiechu tak się stało, a głupia Grodecka musiała wyłapać [nie wiem, jak ja ze sobą mogę żyć haha]
A teraz gorąco pozdrawiam i czekam na nowe notki :3
*przepraszam, za brak kropek i wielkich liter, aczkolwiek bardzo rzadko używam tego przy pisaniu komentarzy, gdyż tak mi po prostu łatwiej, a sądzę, że z przecinkami da się to w miarę logicznie przeczytać :3
**przepraszam również za to, że się rozpisałam, że napisałam, co mogłabyś poprawić i wyraziłam szczerą opinię na temat stylu pisania, aczkolwiek tego mi cholernie brakuje na blogach w komentarzach i sama czekam uparcie na czytelnika, który wytknąłby mi moje błędy, które popełniam przy pisaniu, bo wtedy wiedziałabym co robię nie tak i miałabym czarno na białym, że jednak coś muszę z tym zrobić;
Życzę miłej nocki, do następnego :***
http://fighteverysecond-fanfiction.blogspot.com/
Przepraszam za spam
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię na moje fan fiction:
http://18th-street-jbff.blogspot.com/
"Życie na ulicy nie jest dla słabych. Oni zdążyli się o tym przekonać."
http://priest-jbff.blogspot.com/
"Zobacz, jak Justin Bieber spełni się w roli księdza!"
http://getting-closer-jbff.blogspot.com/
"Wrócił po niemal trzech latach, po wielu wyrządzonych krzywdach. A ja? Ja nadal nie potrafię przestać go kochać"