CZYTASZ = SKOMENTUJ !
Sygnały
karetki specyficznie odbijały się od ścianek jego uszu. Przeraźliwy dźwięk
przywoływał umysł do racjonalnego myślenia, aczkolwiek bodźce ochronne
umożliwiły jakikolwiek ruch. Sytuacja sparaliżowała go na wskroś, lecz w tym
momencie nie mógł zrezygnować i usiąść w kącie, by zacząć użalać się nad sobą –
On musiał działać, by Megan wyszła ze wszystkiego bez szwanku. Nie mógł
zostawić jej samej, bo przecież to wszystko przez niego.
Odpalając
silnik ruszył w pościg za karetką, która na sygnałach przebywała drogę do
szpitala. Był na tyle lekkomyślny, że nie zważał na ruch na ulicach. Kierował
się prosto tuż za ambulansem i doskonale jak oni przejeżdżał na czerwonych
światłach i tamował ruch samochodom, które miały pierwszeństwo. Nie zważał
zupełnie na nic, gdyż myślami był przy niej.
Tak jak jego
jazda tak również on poparzony wleciał do szpitala usilnie próbując odnaleźć
narzeczoną, którą przez momentem wynieśli z karetki na noszach.
- Przed
chwilą przywieziono tutaj kobietę z krwotokiem, wie pani coś na ten temat? –
roztrzęsiony podbiegł do recepcji, przy której siedziała niewielka blondynka. Był
na tyle wstrząśnięty zaistniałym zdarzeniem, że wręcz krzyczał na niewinną
kobietą zza lady.
- Została przewieziona
na blok operacyjny – nie zastanawiał się ani chwili dłużej, lecz ruszył w pościg
na piętro gdzie znajdował się blok. Minuty dłużyły się w nieskończoność, a z
pomieszczenia gdzie znajdowała się Megan na przemian wychodziły i wchodziły
pielęgniarki. Czas naprawdę dłużył się niemiłosiernie, a Justinowi z każdą
chwilą było bardziej słabo, lecz nie mógł się poddać, wiernie wyczekiwał, aż do
skutku.
- Doktorze
co z Megan? – przyłapał go jak wychodził z sali. Nie mógł dłużej czekać,
natychmiast musiał dowiedzieć się co u kobiety jego życia. Nie potrafił
odpuścić, gdyż za wszelką cenę chciał znać stan zdrowia swej narzeczonej.
- Jest Pan
kimś z rodziny? – mógł tak przecież powiedzieć, był bardzo blisko z Megan, w
końcu byli zaręczeni, a to już go motywowało do działania i do tego, że śmiało
rzec można, iż byli nierozłącznym małżeństwem mimo tylu niepowodzeń przez
ostatni okres czasu.
- Jestem jej
mężem – nikt się nawet nie spostrzeże tego kłamstwa. To, że na papierku nie
mają ślubu nie oznacza, że w sercu i w stanie umysłu tego nie ma. W końcu byli
jedną z najszczęśliwszych par w Los Angeles. To nie takie łatwe wymazać całą
przeszłość z wspomnień i móc pozwolić jej odejść. Musiał zaprzestać korzyści
dla siebie i w końcu wziąć siew garść, aby kobieta, którą tak kocha wyszła z
tego cało.
- Zapraszam
do swojego gabinetu – mężczyzna na oko mający czterdzieści lat zaprosił szatyna
do pomieszczenia dość podobnego w którym był wczoraj. Myśli automatycznie
podążyły do zdarzeń z wczorajszego wieczoru. Nie mógł darować sobie tego
świństwa, które jej wyrządziły. Cierpiała wyłącznie przez niego. Przez nikogo
więcej – Mogę tylko powiedzieć, że w odpowiedniej chwili zajęliśmy się pańską
żoną. To czas zaważył na jej życiu, lecz
jest strasznie wycieńczona. Robiliśmy co w naszej mocy i jeśli przeżyje te 24
godziny jestem w stanie obiecać, że wyjdzie z tego, lecz natomiast jeśli stanie
się na odwrót będzie musiał pan uzbroić i przyswoić myśli, że niestety nie
przeżyć może nawet jutra – nie łatwo było przekazywać takie informacje bliskim.
To rzecz zrozumiała, na dodatek Justinowi ta informacja przychodziła o wiele gorzej.
Cierpiał za pięć osób i modlił się, prosił Boga, aby jego skarb nie odchodził
od niego zbyt wcześnie. Był tak dobitnie przybity tą wiadomością iż nawet nie
słyszał pytań lekarza. Znalazł się zupełnie w innym świecie, gdzie wszystko
jest w porządku.
Krzyk i
zamieszanie dopiero wybudziło go z transu
w jakim się znalazł, a nim się obudził doktora nie było już w
pomieszczeniu. Był zdezorientowany i nim zdążył pomyśleć do gabinetu wpadła ta
sama kobieta z recepcji – wyprosiła go. Nie mógł zostać tutaj sam i jak zdążył
zauważyć drzwi za którymi jest Megan ponownie się zamknęły, a wielu lekarzy
zebrało się wokół niej. Przerażenie otumaniło jego myśli. Strach przezwyciężył
jego tok działania. Nie umiał stwierdzić co się dzieje, dopiero, gdy ten sam
lekarz z którym rozmawiał dosłownie godzinę temu wyszedł z bloku operacyjnego
trzeźwość umysłu wróciła do szatyna.
- Co z nią?
– wykrzyczał na cały korytarz. Był roztrzęsiony, gdy widział przygnębioną twarz
doktora. Najczarniejsze scenariusze kłębiły się na wylot osłabiając jego
zdrowie.
- Jest nam
ogromnie przykro, robiliśmy co mogliśmy – przełykał nerwowo ślinę. Bał się, że
brązowooki zrobi coś niestosownego i jego psychika nie wytrzyma. Nawet go nie
znał, więc nie miał pojęcia do czego jest ten człowiek zdolny. Mógł dosłownie
wszystko. – Pańska żona zapadła w śpiączkę - dodał
- W
śpiączkę? O czym pan mówi? Miało być przecież wszystko unormowane? Do czego wy
kurwa się nadajecie – wpadł w furię, rozwalał wszystko co znalazło się na jego
drodze. Robił demolkę z korytarza głównego, na którym przechodnie tylko się
patrzyli jak na psychopatę, choć nawet nie wiedzieli, że cały jego świat jest w
opłakanym stanie. Nie wiedzieli nic, a raczyli już go osądzić. To takie typowe
dla teraźniejszego społeczeństwa.
- Proszę się
uspokoić – próbował go przytrzymać i wpuścić do swojego biura, lecz Justin był
nieugięty, był rozdrażniony i dopóki nie pozwalali mu zobaczyć jej był
roztrzęsiony – Muszę przeprowadzić z panem poważną rozmowę – szatyn nadal czuł
jak cały świat usypywał mu się z rąk. Dla niego było o krok za dużo, nie dawał
sobie ze wszystkim rady, a z Megan było coraz gorzej. Nie mógł już na to
wszystko nawet patrzeć, a co dopiero w tym uczestniczyć.
- Pańska
żona zażywała narkotyki? – wyrzucił w końcu to z siebie bojąc się reakcji
towarzysza w swym gabinecie. Nie pomylił się. Justin wybuchł jeszcze bardziej,
zaczął krzyczeć, prawić swoje racje, lecz pan Watson nie mógł na to pozwolić
mimowolnie podał mu tabletki uspokajające. Nie mógł ryzykować. – A więc zażywała?
- Nic nie
rozumiesz –z kpiną wycedził przez zęby. Nie umiał się pohamować, aczkolwiek
pigułki powoli zaczynały działać, a on rozkładając się na fotelu przełykał
ciężko ślinę. – Była do tego zmuszana – dodał wyobrażając sobie momenty
pierwszych dawek.
- Nie bardzo
rozumiem. Jak to była do tego zmuszana? – zainspirowany całym zdarzeniem
próbował wychwycił pojedyncze słowa od szatyna, lecz On sam nie wiedział czy
powinien powiedzieć o wszystkim, aczkolwiek chciał uratować Megan i stwierdził,
że tak będzie najlepiej.
- Cztery
miesiące temu została porwana, jej psychika jest w kawałkach, a oni faszerowali
ją narkotykami i przeróżnymi pigułkami. – nabrał powietrza do płuc nie mając ochoty
kontynuować, lecz nie widział w tym wszystkim wyjścia - Gdy akcja nabrała tempa, a ona wróciła do
domu była na takim głodzie, że nawet o mnie nie pamiętała. Nie pozwalała się do
siebie zbliżyć. Musiałem podjąć desperacki krok. – zawiesił się. – Spotkałem
się z mężczyzną, który ją przetrzymywał – znów zamilkł. Wspomnienia oblały jego
klatkę piersiową, a serce biło nie rytmicznie. Nie mógł sobie poradzić, lecz
wznowił opowieść – Poradził mi najlepszego lekarza, który dał mi lek na
dolegliwości Megan. Miały jej pomóc, zapisałem ją na wizyty, miało być dobrze-
krzyczał resztkami sił z bólu. Jego psychika wiła się pod naciskiem wrażeń.
- Ile tych
tabletek pan jej podał? Wysłaliśmy je do analizy, lecz jak śmiem przypuszczać
były to tabletki silnie nasenne z dodatkiem jakiegoś narkotyku. Ma pan może ich
opakowanie? – zwrócił się do skołatanego Justina, a ten jak na sygnał gotowości
wyjął z kieszeni błękitne opakowanie. – No cóż nigdy wcześniej nie spotkałem
się z czymś takim – dodał Watson.
- Jak długo
będzie w śpiączce? – wykrztusił nie mając pojęcia co teraz pocznie i co wydarzy
się z biegiem dni, miesięcy, lat.
- Nie umiem
tego stwierdzić. Mogą to być dni, tygodnie, miesiące, lata, a nawet może już
się i nie wybudzić. Musimy być cierpliwi. – kodował racjonalnie każde słowo
doktora – Nie może pan się poddać – dodał mając nadzieję, że doda choć trochę
otuchy szatynowi. Lecz to nie jest takie proste, bo gdy On wychodzi ze
wszystkiego bez szwanku jego kobieta walczy o życie. Złość na samego siebie
przerastała ambicje i plany.
- Mógłbym
chociaż ją zobaczyć? – z nadzieją w głosie przyglądał się lekarzowi. Miał ogromną
ochotę wziąć ją w ramiona, aby wszelkie smutki przeszły na bok. Z zamiłowaniem
wyczekiwał momentu, gdy pełna nienawiści droga przezwycięży obrany kurs, a
wszystko wróci do normy. Tym razem wyłącznie mógł radować się tym, że pozwolono
mu na wizytę. Może miał tylko 10 minut, aczkolwiek to najważniejsze w jego
życiu chwile, których nigdy nie wymaże.
Jej niewinna
twarz, którą otulały posklejane końcówki jej włosów wyglądała tak uroczo.
Zawsze uwielbiał patrzeć na nią podczas snu, aczkolwiek tym razem było na tyle
gorzej, że z tego mogła by się już nie wybudzić, a tego by sobie nie darował.
Wiedział, że gdy nie było by jej on też nie funkcjonował by prawidłowo. To w
końcu ona dawała mu nadzieję w lepsze jutro. To ona wywoływała szczery uśmiech
na jego twarzy w rodzącym się szczęściu i tylko ona potrafiła dać mu tak wiele.
Nie umiałby z niej zrezygnować.
Przejechał
opuszkami palców po jej policzku, bo w końcu mógł ją dotknąć. Była taka
nieskazitelna i pełna spokoju. Mimo, że nawet nie drgnęła, nie reagowała i była
zupełnie gdzie indziej Justin wiedział, że oba serca biją tylko w jedności.
Mogła się zapierać, wyrywać i krzyczeć, mogła nawet o nim zapomnieć, ale serce
zawsze wyznaczy odpowiedni kurs i jakby trudno nie było On zawalczy o tę
miłość. Rany mogły ją omotać, lecz te
silne uczucie nie jest przypadkowe. Próbował odpędzić od siebie złe myśli, a 10
minut minęło jakby ręką odjął. Musiał się spieszyć i napawać pięknem kobiety.
Musiał choć raz od tak piekielnie długiego czasu zachłysnąć się smakiem jej
ust. Nie mógł przegapić tej okazji, gdyby miała to już być ta ostatnia.
Nachylił się
tuż nad jej twarzą i przyglądając się przez moment spierzchniętym wargom nabrał
powietrza do płuc, by złożyć subtelny pocałunek na jej ustach.
Gdzieś w
głębi duszy był cholernie szczęśliwy i choć nie okazywał tego na zewnątrz to
duma rozpierała go na tyle, aby nie pozwolić się poddać. Musiał wierzyć, że
wszystko będzie dobrze.
*
Poinformowani
rodzice Megan natychmiast zjawili się w szpitalu. To dość zrozumiała kwestia,
aczkolwiek nie mógł zrozumieć, ani wykrztusić nic po wypowiedzianych przez Pana Collins’a słowa.
- Masz zakaz
zbliżania się do mojej córki – ze złością i goryczą wręcz parował na zaistniałe
wydarzenia. Poczuł się jakby wymierzył mu coś nożem prosto w serce.
- Ale tato
nie możesz zabronić mi tego, to kobieta mego życia – głos automatycznie mu się
załamywał, a zapłakana pani Collins przyglądała się całej tej aferze.
- Proszę Cię
też, abyś już więcej się tak do mnie nie zwracał. Nie chcemy mieć nic do
czynienia z mężczyzną, który wyrządził wiele cierpienia naszej córce – jednak
się nie zgrywał, mówił to z takim opanowaniem, a jednocześnie z rozczarowaniem.
Próbował go zrozumieć, lecz to było o wiele trudniejsze niż mu się wydawało.
- Przecież
nie planowałem tego, zawsze troszczyłem się o Megan. Do cholery Kocham ją nad
życie – kopnął rozdrażniony w krzesełko, które znajdowało się w poczekalni. Jego
psychika załamywała się z każdą sekundą. Przecież liczył wyłącznie na nich, że
odnajdzie w nich wsparcie.
- Postaw się
również w naszej sytuacji. Jesteś niezrównoważony, a Twoje życie ponownie
niszczy Megan. Nie możemy pozwolić, aby ktoś taki jak Ty zamienił jej świat w
piekło. – był taki wyrachowany, a żadne argumenty nawet do niego nie docierały.
Skoro już tak postanowił to tak miało być i nie pozwolił sobie nawet niczego
wytłumaczyć.
- Ja życia
nie widzę bez tej kobiety, zrozum mnie i nie róbcie mi tego, błagam Was – jego
stań znów się załamywał. Znów miał ochotę rozstrzelać wszystkich, którzy
stanęli mu na drodze, a łzy w danej chwili przysłaniały mu obraz. Jeszcze nigdy
wcześniej nie pomyślałby, że mógłby usłyszeć to od jej rodziców. To było dla
niego za wiele, obawiał się teraz najgorszego. Bał się, że już nic nie wróci do
normy, że im uda się mu ją przechwycić, a Megan przystanie na wszelkie zło,
które jej wpajają. Mimo, że nie mógł na to pozwolić na chwilę obecną nie miał
wyjścia. Musiał odejść w rozpaczy.
Ciało
blondynki automatycznie pod naciskiem każdego wspomnienia toczyło zacięto walkę
podświadomości. Na wszelki możliwy sposób próbowała odtworzyć zarys tej
wyimaginowanej powieści, w której choćby chciała zrobić minimalny ruch było to
niemożliwe. Niewidzialna siła pod którą traciła grunt uniemożliwiła jej
cokolwiek. Była w szale desperacji, lecz nawet nie mogła krzyczeć. Jej
wewnętrzny duch wydobył z siebie atak desperacji, a jej bodźce na otaczające
gorycze nawet nie drgnęły. Była na
skraju wytrzymałości, a dusza w której pokładała wszelkie nadzieje dryfowała
między strefą przetrwania, a krawędzią śmierci. Tłamsiła w sobie ból zaciętości
z własnym ciałem. Na każdy możliwy sposób próbowała wszystkiego, lecz nić
nieporozumień zagłuszała ją. Głos roztrzaskiwał się o skałę przed światełkiem
do szczęścia. Była wyczerpana i nie miała już sił, by brać udział w wyścigu o
dalszy los. Z każdą minutą stawała się bardziej obojętna, a gdy miała ochotę
się już poddać poczuła oszałamiające ciepło na swej twarzy otulające ją przez
kilka kolejnych dni. Bała się radykalnych środków i choć odczuwała wszystko,
słyszała i czuła obecność tych, którzy ją odwiedzali nie mogła na wiele sobie
pozwolić. Rzeczywistość ją zagłuszała.
- Justin –
minimalny, aczkolwiek przerażający dźwięk wydobył się z jej ust nieświadomie.
Sama nie umiała tego opisać. Czuła jak porusza wargami, aczkolwiek w sali
panowała zupełna cisza. Było wszędzie głucho do momentu gdy respirator zaczął
pykać w niespodziewanie szybki sposób.
TARARARARAM ! Jak to się wszystko toczy? Co się dzieje i czy Megan i Justin w końcu zaznają szczęścia? Ciekawe... Na dodatek jeszcze jej rodzice bez serca. To nie dorzeczne.
Dziękuje Wam za Ponad 4 TYŚ Wyświetleń i ostatnie komentarzy, których pod tym rozdziałem było najwięcej. Jesteście wspaniali i mam nadzieję, że ten lichy rozdział zainspiruję Was mimo całokształtu tej treści. Nadal czekam na Wasze pytania i spostrzeżenia w czacie po prawej stronie bloga oraz zapraszam na ZWIASTUN ! Czekam na dalsze opinie i proszę rozsyłajcie tego bloga, by dotarł do większej rzeczy czytelników !
Tweetujcie i hasztagujcie #ORffPL ! Czekam na komentarze ! *,*
Rozdział cudowny.
OdpowiedzUsuńI nigdy nie mów więcej, że rozdział jest lichy, no nie jest.
Jest wspaniały.
Znowu zabrakło mi odpowiednich słów w mojej głowie, żeby wyrazić, jak bardzo mi się ten rozdział podoba.
Czekam na next! ;>
Pozdrawiam,
Karolina (Bloblo)
bo nie jest*
UsuńGenialny rozdział!!
Usuńswietny
OdpowiedzUsuńsuper czekan na next
OdpowiedzUsuńo boże przypomniałą go sobie (chyba) fioldhslfsad oby jednak tak! a jej rodzice zachowali się okropnie względem Justina, przekreślili po tym wydarzeniu wszystkie dobre rzeczy jakie zrobił dla jej córki
OdpowiedzUsuńo kurczę obudziła się rozdział świetny
OdpowiedzUsuńCzemu to do cholery jest tak bardzo ciekawe?! Nie mogę doczekać się następnego. :) Życzę dużo weny a w wolnej chwili zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp:dicey-jb.blogspot.com
Oraz na:
http://dangerouszaynmalik.blogspot.com/
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) @Little1Lies
OdpowiedzUsuńswietny kiedy next?
OdpowiedzUsuńboski
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuńsuper rozdział mam nadzieję ,ze megan wyzdrowieje
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie. Tyle ♡
OdpowiedzUsuńJuż nie moge się doczekać aż Justin przytuli Megan. Mam nadzieję ze jej rodzice jeszcze dadzą szansę Bieberowi. Przecież on bez niej... on bez niej jest nikim. ;(
Do nastepnego!
Buziaki :*