poniedziałek, 23 marca 2015

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


CZYTASZ = SKOMENTUJ ! 

     Sygnały karetki specyficznie odbijały się od ścianek jego uszu. Przeraźliwy dźwięk przywoływał umysł do racjonalnego myślenia, aczkolwiek bodźce ochronne umożliwiły jakikolwiek ruch. Sytuacja sparaliżowała go na wskroś, lecz w tym momencie nie mógł zrezygnować i usiąść w kącie, by zacząć użalać się nad sobą – On musiał działać, by Megan wyszła ze wszystkiego bez szwanku. Nie mógł zostawić jej samej, bo przecież to wszystko przez niego.
    Odpalając silnik ruszył w pościg za karetką, która na sygnałach przebywała drogę do szpitala. Był na tyle lekkomyślny, że nie zważał na ruch na ulicach. Kierował się prosto tuż za ambulansem i doskonale jak oni przejeżdżał na czerwonych światłach i tamował ruch samochodom, które miały pierwszeństwo. Nie zważał zupełnie na nic, gdyż myślami był przy niej.
    Tak jak jego jazda tak również on poparzony wleciał do szpitala usilnie próbując odnaleźć narzeczoną, którą przez momentem wynieśli z karetki na noszach.
    - Przed chwilą przywieziono tutaj kobietę z krwotokiem, wie pani coś na ten temat? – roztrzęsiony podbiegł do recepcji, przy której siedziała niewielka blondynka. Był na tyle wstrząśnięty zaistniałym zdarzeniem, że wręcz krzyczał na niewinną kobietą zza lady.
    - Została przewieziona na blok operacyjny – nie zastanawiał się ani chwili dłużej, lecz ruszył w pościg na piętro gdzie znajdował się blok. Minuty dłużyły się w nieskończoność, a z pomieszczenia gdzie znajdowała się Megan na przemian wychodziły i wchodziły pielęgniarki. Czas naprawdę dłużył się niemiłosiernie, a Justinowi z każdą chwilą było bardziej słabo, lecz nie mógł się poddać, wiernie wyczekiwał, aż do skutku.
    - Doktorze co z Megan? – przyłapał go jak wychodził z sali. Nie mógł dłużej czekać, natychmiast musiał dowiedzieć się co u kobiety jego życia. Nie potrafił odpuścić, gdyż za wszelką cenę chciał znać stan zdrowia swej narzeczonej.
    - Jest Pan kimś z rodziny? – mógł tak przecież powiedzieć, był bardzo blisko z Megan, w końcu byli zaręczeni, a to już go motywowało do działania i do tego, że śmiało rzec można, iż byli nierozłącznym małżeństwem mimo tylu niepowodzeń przez ostatni okres czasu.
    - Jestem jej mężem – nikt się nawet nie spostrzeże tego kłamstwa. To, że na papierku nie mają ślubu nie oznacza, że w sercu i w stanie umysłu tego nie ma. W końcu byli jedną z najszczęśliwszych par w Los Angeles. To nie takie łatwe wymazać całą przeszłość z wspomnień i móc pozwolić jej odejść. Musiał zaprzestać korzyści dla siebie i w końcu wziąć siew garść, aby kobieta, którą tak kocha wyszła z tego cało.
    - Zapraszam do swojego gabinetu – mężczyzna na oko mający czterdzieści lat zaprosił szatyna do pomieszczenia dość podobnego w którym był wczoraj. Myśli automatycznie podążyły do zdarzeń z wczorajszego wieczoru. Nie mógł darować sobie tego świństwa, które jej wyrządziły. Cierpiała wyłącznie przez niego. Przez nikogo więcej – Mogę tylko powiedzieć, że w odpowiedniej chwili zajęliśmy się pańską żoną.  To czas zaważył na jej życiu, lecz jest strasznie wycieńczona. Robiliśmy co w naszej mocy i jeśli przeżyje te 24 godziny jestem w stanie obiecać, że wyjdzie z tego, lecz natomiast jeśli stanie się na odwrót będzie musiał pan uzbroić i przyswoić myśli, że niestety nie przeżyć może nawet jutra – nie łatwo było przekazywać takie informacje bliskim. To rzecz zrozumiała, na dodatek Justinowi ta informacja przychodziła o wiele gorzej. Cierpiał za pięć osób i modlił się, prosił Boga, aby jego skarb nie odchodził od niego zbyt wcześnie. Był tak dobitnie przybity tą wiadomością iż nawet nie słyszał pytań lekarza. Znalazł się zupełnie w innym świecie, gdzie wszystko jest w porządku.
    Krzyk i zamieszanie dopiero wybudziło go z transu  w jakim się znalazł, a nim się obudził doktora nie było już w pomieszczeniu. Był zdezorientowany i nim zdążył pomyśleć do gabinetu wpadła ta sama kobieta z recepcji – wyprosiła go. Nie mógł zostać tutaj sam i jak zdążył zauważyć drzwi za którymi jest Megan ponownie się zamknęły, a wielu lekarzy zebrało się wokół niej. Przerażenie otumaniło jego myśli. Strach przezwyciężył jego tok działania. Nie umiał stwierdzić co się dzieje, dopiero, gdy ten sam lekarz z którym rozmawiał dosłownie godzinę temu wyszedł z bloku operacyjnego trzeźwość umysłu wróciła do szatyna.
    - Co z nią? – wykrzyczał na cały korytarz. Był roztrzęsiony, gdy widział przygnębioną twarz doktora. Najczarniejsze scenariusze kłębiły się na wylot osłabiając jego zdrowie.
    - Jest nam ogromnie przykro, robiliśmy co mogliśmy – przełykał nerwowo ślinę. Bał się, że brązowooki zrobi coś niestosownego i jego psychika nie wytrzyma. Nawet go nie znał, więc nie miał pojęcia do czego jest ten człowiek zdolny. Mógł dosłownie wszystko. – Pańska żona zapadła w śpiączkę - dodał
    - W śpiączkę? O czym pan mówi? Miało być przecież wszystko unormowane? Do czego wy kurwa się nadajecie – wpadł w furię, rozwalał wszystko co znalazło się na jego drodze. Robił demolkę z korytarza głównego, na którym przechodnie tylko się patrzyli jak na psychopatę, choć nawet nie wiedzieli, że cały jego świat jest w opłakanym stanie. Nie wiedzieli nic, a raczyli już go osądzić. To takie typowe dla teraźniejszego społeczeństwa.
    - Proszę się uspokoić – próbował go przytrzymać i wpuścić do swojego biura, lecz Justin był nieugięty, był rozdrażniony i dopóki nie pozwalali mu zobaczyć jej był roztrzęsiony – Muszę przeprowadzić z panem poważną rozmowę – szatyn nadal czuł jak cały świat usypywał mu się z rąk. Dla niego było o krok za dużo, nie dawał sobie ze wszystkim rady, a z Megan było coraz gorzej. Nie mógł już na to wszystko nawet patrzeć, a co dopiero w tym uczestniczyć. 
    - Pańska żona zażywała narkotyki? – wyrzucił w końcu to z siebie bojąc się reakcji towarzysza w swym gabinecie. Nie pomylił się. Justin wybuchł jeszcze bardziej, zaczął krzyczeć, prawić swoje racje, lecz pan Watson nie mógł na to pozwolić mimowolnie podał mu tabletki uspokajające. Nie mógł ryzykować.  – A więc zażywała?
    - Nic nie rozumiesz –z kpiną wycedził przez zęby. Nie umiał się pohamować, aczkolwiek pigułki powoli zaczynały działać, a on rozkładając się na fotelu przełykał ciężko ślinę. – Była do tego zmuszana – dodał wyobrażając sobie momenty pierwszych dawek.
    - Nie bardzo rozumiem. Jak to była do tego zmuszana? – zainspirowany całym zdarzeniem próbował wychwycił pojedyncze słowa od szatyna, lecz On sam nie wiedział czy powinien powiedzieć o wszystkim, aczkolwiek chciał uratować Megan i stwierdził, że tak będzie najlepiej.
    - Cztery miesiące temu została porwana, jej psychika jest w kawałkach, a oni faszerowali ją narkotykami i przeróżnymi pigułkami.  – nabrał powietrza do płuc nie mając ochoty kontynuować, lecz nie widział w tym wszystkim wyjścia  - Gdy akcja nabrała tempa, a ona wróciła do domu była na takim głodzie, że nawet o mnie nie pamiętała. Nie pozwalała się do siebie zbliżyć. Musiałem podjąć desperacki krok. – zawiesił się. – Spotkałem się z mężczyzną, który ją przetrzymywał – znów zamilkł. Wspomnienia oblały jego klatkę piersiową, a serce biło nie rytmicznie. Nie mógł sobie poradzić, lecz wznowił opowieść – Poradził mi najlepszego lekarza, który dał mi lek na dolegliwości Megan. Miały jej pomóc, zapisałem ją na wizyty, miało być dobrze- krzyczał resztkami sił z bólu. Jego psychika wiła się pod naciskiem wrażeń.
    - Ile tych tabletek pan jej podał? Wysłaliśmy je do analizy, lecz jak śmiem przypuszczać były to tabletki silnie nasenne z dodatkiem jakiegoś narkotyku. Ma pan może ich opakowanie? – zwrócił się do skołatanego Justina, a ten jak na sygnał gotowości wyjął z kieszeni błękitne opakowanie. – No cóż nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim – dodał Watson.
    - Jak długo będzie w śpiączce? – wykrztusił nie mając pojęcia co teraz pocznie i co wydarzy się z biegiem dni, miesięcy, lat.
    - Nie umiem tego stwierdzić. Mogą to być dni, tygodnie, miesiące, lata, a nawet może już się i nie wybudzić. Musimy być cierpliwi. – kodował racjonalnie każde słowo doktora – Nie może pan się poddać – dodał mając nadzieję, że doda choć trochę otuchy szatynowi. Lecz to nie jest takie proste, bo gdy On wychodzi ze wszystkiego bez szwanku jego kobieta walczy o życie. Złość na samego siebie przerastała ambicje i plany.
    - Mógłbym chociaż ją zobaczyć? – z nadzieją w głosie przyglądał się lekarzowi. Miał ogromną ochotę wziąć ją w ramiona, aby wszelkie smutki przeszły na bok. Z zamiłowaniem wyczekiwał momentu, gdy pełna nienawiści droga przezwycięży obrany kurs, a wszystko wróci do normy. Tym razem wyłącznie mógł radować się tym, że pozwolono mu na wizytę. Może miał tylko 10 minut, aczkolwiek to najważniejsze w jego życiu chwile, których nigdy nie wymaże.
    Jej niewinna twarz, którą otulały posklejane końcówki jej włosów wyglądała tak uroczo. Zawsze uwielbiał patrzeć na nią podczas snu, aczkolwiek tym razem było na tyle gorzej, że z tego mogła by się już nie wybudzić, a tego by sobie nie darował. Wiedział, że gdy nie było by jej on też nie funkcjonował by prawidłowo. To w końcu ona dawała mu nadzieję w lepsze jutro. To ona wywoływała szczery uśmiech na jego twarzy w rodzącym się szczęściu i tylko ona potrafiła dać mu tak wiele. Nie umiałby z niej zrezygnować.
    Przejechał opuszkami palców po jej policzku, bo w końcu mógł ją dotknąć. Była taka nieskazitelna i pełna spokoju. Mimo, że nawet nie drgnęła, nie reagowała i była zupełnie gdzie indziej Justin wiedział, że oba serca biją tylko w jedności. Mogła się zapierać, wyrywać i krzyczeć, mogła nawet o nim zapomnieć, ale serce zawsze wyznaczy odpowiedni kurs i jakby trudno nie było On zawalczy o tę miłość.  Rany mogły ją omotać, lecz te silne uczucie nie jest przypadkowe. Próbował odpędzić od siebie złe myśli, a 10 minut minęło jakby ręką odjął. Musiał się spieszyć i napawać pięknem kobiety. Musiał choć raz od tak piekielnie długiego czasu zachłysnąć się smakiem jej ust. Nie mógł przegapić tej okazji, gdyby miała to już być ta ostatnia.
    Nachylił się tuż nad jej twarzą i przyglądając się przez moment spierzchniętym wargom nabrał powietrza do płuc, by złożyć subtelny pocałunek na jej ustach.
Gdzieś w głębi duszy był cholernie szczęśliwy i choć nie okazywał tego na zewnątrz to duma rozpierała go na tyle, aby nie pozwolić się poddać. Musiał wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

*

Poinformowani rodzice Megan natychmiast zjawili się w szpitalu. To dość zrozumiała kwestia, aczkolwiek nie mógł zrozumieć, ani wykrztusić nic po  wypowiedzianych przez Pana Collins’a słowa.
    - Masz zakaz zbliżania się do mojej córki – ze złością i goryczą wręcz parował na zaistniałe wydarzenia. Poczuł się jakby wymierzył mu coś nożem prosto w serce.
    - Ale tato nie możesz zabronić mi tego, to kobieta mego życia – głos automatycznie mu się załamywał, a zapłakana pani Collins przyglądała się całej tej aferze.
    - Proszę Cię też, abyś już więcej się tak do mnie nie zwracał. Nie chcemy mieć nic do czynienia z mężczyzną, który wyrządził wiele cierpienia naszej córce – jednak się nie zgrywał, mówił to z takim opanowaniem, a jednocześnie z rozczarowaniem. Próbował go zrozumieć, lecz to było o wiele trudniejsze niż mu się wydawało.
    - Przecież nie planowałem tego, zawsze troszczyłem się o Megan. Do cholery Kocham ją nad życie – kopnął rozdrażniony w krzesełko, które znajdowało się w poczekalni. Jego psychika załamywała się z każdą sekundą. Przecież liczył wyłącznie na nich, że odnajdzie w nich wsparcie.
    - Postaw się również w naszej sytuacji. Jesteś niezrównoważony, a Twoje życie ponownie niszczy Megan. Nie możemy pozwolić, aby ktoś taki jak Ty zamienił jej świat w piekło. – był taki wyrachowany, a żadne argumenty nawet do niego nie docierały. Skoro już tak postanowił to tak miało być i nie pozwolił sobie nawet niczego wytłumaczyć.
    - Ja życia nie widzę bez tej kobiety, zrozum mnie i nie róbcie mi tego, błagam Was – jego stań znów się załamywał. Znów miał ochotę rozstrzelać wszystkich, którzy stanęli mu na drodze, a łzy w danej chwili przysłaniały mu obraz. Jeszcze nigdy wcześniej nie pomyślałby, że mógłby usłyszeć to od jej rodziców. To było dla niego za wiele, obawiał się teraz najgorszego. Bał się, że już nic nie wróci do normy, że im uda się mu ją przechwycić, a Megan przystanie na wszelkie zło, które jej wpajają. Mimo, że nie mógł na to pozwolić na chwilę obecną nie miał wyjścia. Musiał odejść w rozpaczy.




    Ciało blondynki automatycznie pod naciskiem każdego wspomnienia toczyło zacięto walkę podświadomości. Na wszelki możliwy sposób próbowała odtworzyć zarys tej wyimaginowanej powieści, w której choćby chciała zrobić minimalny ruch było to niemożliwe. Niewidzialna siła pod którą traciła grunt uniemożliwiła jej cokolwiek. Była w szale desperacji, lecz nawet nie mogła krzyczeć. Jej wewnętrzny duch wydobył z siebie atak desperacji, a jej bodźce na otaczające gorycze nawet nie drgnęły.  Była na skraju wytrzymałości, a dusza w której pokładała wszelkie nadzieje dryfowała między strefą przetrwania, a krawędzią śmierci. Tłamsiła w sobie ból zaciętości z własnym ciałem. Na każdy możliwy sposób próbowała wszystkiego, lecz nić nieporozumień zagłuszała ją. Głos roztrzaskiwał się o skałę przed światełkiem do szczęścia. Była wyczerpana i nie miała już sił, by brać udział w wyścigu o dalszy los. Z każdą minutą stawała się bardziej obojętna, a gdy miała ochotę się już poddać poczuła oszałamiające ciepło na swej twarzy otulające ją przez kilka kolejnych dni. Bała się radykalnych środków i choć odczuwała wszystko, słyszała i czuła obecność tych, którzy ją odwiedzali nie mogła na wiele sobie pozwolić. Rzeczywistość ją zagłuszała.
    - Justin – minimalny, aczkolwiek przerażający dźwięk wydobył się z jej ust nieświadomie. Sama nie umiała tego opisać. Czuła jak porusza wargami, aczkolwiek w sali panowała zupełna cisza. Było wszędzie głucho do momentu gdy respirator zaczął pykać w niespodziewanie szybki sposób. 





TARARARARAM ! Jak to się wszystko toczy? Co się dzieje i czy Megan i Justin w końcu zaznają szczęścia? Ciekawe... Na dodatek jeszcze jej rodzice bez serca. To nie dorzeczne. 
Dziękuje Wam za Ponad 4 TYŚ Wyświetleń i ostatnie komentarzy, których pod tym rozdziałem było najwięcej. Jesteście wspaniali i mam nadzieję, że ten lichy rozdział zainspiruję Was mimo całokształtu tej treści. Nadal czekam na Wasze pytania i spostrzeżenia w czacie po prawej stronie bloga oraz zapraszam na ZWIASTUN ! Czekam na dalsze opinie i proszę rozsyłajcie tego bloga, by dotarł do większej rzeczy czytelników ! 
Tweetujcie i hasztagujcie #ORffPL ! Czekam na komentarze ! *,* 

16 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny.
    I nigdy nie mów więcej, że rozdział jest lichy, no nie jest.
    Jest wspaniały.
    Znowu zabrakło mi odpowiednich słów w mojej głowie, żeby wyrazić, jak bardzo mi się ten rozdział podoba.
    Czekam na next! ;>

    Pozdrawiam,
    Karolina (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń
  2. super czekan na next

    OdpowiedzUsuń
  3. o boże przypomniałą go sobie (chyba) fioldhslfsad oby jednak tak! a jej rodzice zachowali się okropnie względem Justina, przekreślili po tym wydarzeniu wszystkie dobre rzeczy jakie zrobił dla jej córki

    OdpowiedzUsuń
  4. o kurczę obudziła się rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu to do cholery jest tak bardzo ciekawe?! Nie mogę doczekać się następnego. :) Życzę dużo weny a w wolnej chwili zapraszam do mnie:
    http:dicey-jb.blogspot.com
    Oraz na:
    http://dangerouszaynmalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :) @Little1Lies

    OdpowiedzUsuń
  7. swietny kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  8. super rozdział mam nadzieję ,ze megan wyzdrowieje

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham to opowiadanie. Tyle ♡
    Już nie moge się doczekać aż Justin przytuli Megan. Mam nadzieję ze jej rodzice jeszcze dadzą szansę Bieberowi. Przecież on bez niej... on bez niej jest nikim. ;(
    Do nastepnego!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń