wtorek, 24 lutego 2015

ROZDZIAŁ CZWARTY



Nawet nie wyobrażasz sobie jak to jest tulić w ramionach swój cały świat, który w mgnieniu oka zostaje Ci wyrwany. Ścianki budowy Twoich lęków osuwają się. Grunt kruszy Ci się pod nogami, a łzy rozpaczy zalewają miasto nadziei.  
- Czego chcecie? – brązowooki splunął po raz kolejny krwią. Był bezsilny. Zupełnie nie przygotowany na konfrontację z z Mark’em i jego świtą. Kim był Mark? Dawnym znajomym.
Ich drogi rozeszły się, gdy Justin wstąpił do wojska, a jego nie powołano.
Zabrał mu marzenia z przed nosa, choć nawet sobie nie zdawał z tego sprawy. Nie miał złych intencji. Chciał spełniać się zawodowo w tym co kochał.
Nie miał prawa mnie obwiniać.
- Jakże porywczy i nadal zachłanny we własnej osobie Justin Bieber – ponownie dostał pięścią w brzuch. Nie miał jak się bronić. Tych dwóch matołków trzymało go, gdy Mark wymierzał coraz gorsze ciosy. Nie patrzył zupełnie na nic – uderzał w niego jak w worek treningowy. – Nadal chcesz się ze mną mierzyć frajerze? – mocne słowa jak na zdesperowanego faceta.
- Czego Ty ode mnie.. Od nas chcesz?
- Od Twej ślicznej kobiety nie chce nic. Interes mam do Ciebie.
- Więc wypuść ją – szamotał się z jego osiłkami bez przerwy. Jak długo jeszcze wytrzyma? Nie wiedział. Krew była wszędzie, a On nie oszczędzał ani siebie ani jego. Kpił taką nienawiścią, że co najmniej całe wojsko nie mogło by go przebić.
- Wtedy było by to o ciut za proste, nie sądzisz?
- Ale ona nie jest niczego winna. To sytuacja pomiędzy Tobą, a mną. – poderwał się w końcu na równe nogi, gdy rozluźnili uścisk, a ja mogłem się wyrwać. Chwycił z całych sił za kołnierz od kurtki Mark’a i przyglądając się jego rozbawionej twarzy westchnął – Czego chcesz? Kasy, przywrócenia do patrolu, a może powinienem wrócić z obiegiem Twej sprawy z przed kilku lat? – spoważniał. Nagle zbladł i kiwnął głową do swoich ludzi. Oni natychmiast przywarli szatyna do ściany, a Mark z niepokojem bacznie go obserwował. Doskonale wiedział, że jego słowa go ugięły. Przeszłość go bardzo dręczyła, a Justin miał wiele argumentów, aby zafundować mu pobyt w więzieniu nawet na bardzo długo okres czasu.
- Piśnij chociażby słówko, a zobaczysz narzeczoną martwą – wycedził przez zęby odchodząc. Przeklął pod nosem. Nie chciałe pozwolić mu odejść, ale za nim cokolwiek chciał powiedzieć poczuł jak moje ciało otula fala gorąca, a z każdą minutą wymierzone ciosy stawały się bardziej odczuwalne. Dostał kilka kopniaków pod żebra i nawet gdziekolwiek przyszło im do głowy. Był wycieńczony. Styrali go bardziej niż przeszedł na wyjazdach.
- W najbliższym czasie dostaniesz wskazówki – odchodzą? Tak po prostu? Odetchnął z ulgą, lecz również nie miał siły podnieść się, by wrócić do domu – i jeszcze jedno – dodał jeden z nichodwracając się w jego stronę. Gdy wyjął broń brązowe włosy mogły stanęłąć dęba. Miał zamiar go tutaj postrzelić?
Huk.
Powieki opadły mu ku dole. Jego ciało opadło bezsilnie na ziemię, a ból rozszywał  cierpienie.
- Sukinsyn – zaklął na tyle głośno, aby go usłyszeli i złapał się za nogę w którą został postrzelony. Krew doszczętnie przesiąkła jego jeansy. Był w takim szoku, że nie miał nawet pojęcia, aby dojść do wniosku co właśnie powinien zrobić.
- Głupi jesteś? Coś Ty do chuja zrobił? – zanim wybrał numer Jackoba ich krzyki ewidentnie dotarły do jego podświadomości. Nabrał powietrza do płuc, aby włączyć trzeźwe myślenie i ściągając z siebie kurtkę oraz podkoszulkę ścisnął nią swoją nogę tuż nad raną. 
Jackob przybył w mgnieniu oka. Zlekceważył jakiekolwiek prośby i zawiózł Justina mimowolnie do szpitala, lecz jak wytłumaczy im to co się wydarzyło? Policja będzie węszyć.
- Powtarzam po raz kolejny, że stawisz czoło wszystkiemu, trudno. To musi opatrzyć lekarz – podirytowany odpalił papierosa. Był równie wściekły jak On sam, aczkolwiek żołnierz dodatkowo miał kulkę w nodze. Choć świadomość, że jego kobieta jest w niebezpieczeństwie piekła bardziej od tego postrzału. To zwykły pikuś przy tym, iż jego Megan mogła przechodzić przez piekło. Jak mógł pozwolić na taki przebieg wydarzeń. Gdyby ponownie nie wplątał się w jej życiorys wiodła, by pewnie spokojnie życie bez wszelkich niespodzianek.
- Myślisz, że nic jej nie grozi? – ogromna gula stanęła mu w gardle. Nie miał pewności, ale nie pozwolił swoim myślom nawet dopuścić tej informacji. Nie mógł myśleć o Megan jak o dziewczynie, która mogłaby właśnie w tym momencie przeżywać katusze. Jest taka bezbronna i niewinna, więc kto mógł skarać ją na taki los.
- Stary jak możesz mnie o to pytać? – nabrał powietrza do płuc, by ochłonąć i przez przypadek nie powiedzieć niczego nie stosownego.. – Jej nie może się nic stać. – przymknął swoje powieki osuwając się po siedzeniu w samochodzie.



 - Szefie postrzeliliśmy go – szepnął co chwila zerkając na nią. Być może myślał, że nie usłyszy, ale poderwała się na równe nogi mając ochotę rzucić się na niego.
- Mów za siebie Tom. Ty go postrzeliłeś.
- Jakim prawem? – krzyknęła robiąc wśród nich większy zamęt. – Odpowiadaj kurwa! – podniosła jeszcze bardziej ton swojego głosu. Była wściekła. Jej mężczyzna postrzelony. To nie mogła być prawda. Dopiero co go odzyskała, a już straciła? Jak śmieli.
- Nie drzyj pizdy. Postrzeliłem go tylko w nogę, to przypadek.
- Przypadek? Wsadzę Cię do pierdla skurwysynie – jego racjonalny tok myślenia wrócił, bo mimowolnie uderzył ją z pięści w twarz. Zakręciła dwa kręciołki i upadła. Ból był nie do zniesienia. Jakby przynajmniej dostała czymś ciężkim.
Ocknęła się na łóżku w którym spędziła ostatnie kilka dni. W pokoju została już sama, lecz nie to było najważniejsze. Justin.. Co z nim? Za wszelką cenę chciała się do niego dostać i gdy tylko do pokoju wszedł Mark przełknęła głośno ślinę.
- Czy.. czy nic mu nie jest? – zastygła w bez ruchu czekając na jego odpowiedź.
- Na razie gwarantuję Ci, że jest zdrów, lecz gdy nie wywiąże się z umowy nie pójdzie mu to płazem.
- Ale czemu to robisz, a właściwie robicie?
- Biznes bywa okrutny maleńka. – przysiadł na rogu materaca nie patrząc na dziewczynę. Zatopił swój wzrok gdzieś w głąb pokoju. Widać było, że był przygnębiony. Po raz pierwszy siedział przy niej tak bardzo zamyślony. Nie odezwał się słowem, choć zawsze miał tyle do powiedzenia. To zupełnie coś innego.
- Co tak właściwie chcecie wyłudzić na Justinie? – mogła pożałować tych słów. Mężczyzna automatycznie przysunął się do mnie zaciskając swoją dłoń na jej kolanie.
- Za dużo pytasz, mówiłem już Ci coś na ten temat – westchnęła odsuwając się od niego. – Tom zostaję dziś z Tobą na noc. – zamarła. Że co? Nikt nigdy nie zostawał z nią na noc.
- To nie jest potrzebne.
- Ależ jak najbardziej jest, nie masz co dyskutować – i drzwi trzasnęły. Nie zdawała sobie pewnie jeszcze sprawy jaką katorgę przejdę przez niego dzisiejszej nocy. Nawet nie mogła sobie wyobrazić jak bardzo może mją skrzywdzić. Był nieobliczalny.


- Tylko się nie ruszaj – rozpoczęli to ponownie jak każdego dnia, a ona już opadała na tym krzesełku. On przychodził do niej od kilku dni i rutynowo powtarzał swoje czynności. Miał naprawdę wiele siły, a dziewczyna nie mogła już tego znieść. Jego dłonie ją obrzydzały, a jego pięści powalały. To nie szło ze sobą w żadnym połączeniu. Znęcał się nad nią. Psychicznie i fizycznie. Była bez radna i dopóki tutaj była to jest spisana na niebezpieczeństwo. Nie miała chwili, by odetchnąć. On bił coraz mocniej. Jej obolałe miejsca z biegiem czasu zamieniały się w siniaki. Miała tego wszystkiego dość, lecz nie mogła nic zrobić.
- Dziś nadszedł czas, aby rozegrać wszystko – z plecaka wyjął strzykawkę oraz niewielki sprzęt fotograficzny. Jej powieki opadały. Brakowało jej tlenu, brakowało oddechu. Sprzeczne myśli, wspomnienia i cierpienie zmieszały się w jedność, iż nawet nie poczuła jak On znów wstrzykuje narkotyk. Wszystkiemu była już poddana. Oni władali nie tylko jej ciałem i umysłem. Biały proszek dawał ukojenie, a dawka sprzymierzeńców i ciosów energię. To chore, zdawała sobie sprawę, ale jej organizm uodpornił się dosłownie na wszystko. Nie czuła nic. Zero reakcji, jakichkolwiek bodźców ochronnych. To poszło w niepamięć. Przy nich zasypiała bezpiecznie.


*

- Panie Bieber – poczuł delikatne szarpnięcie za ramię. Nie mógł zrozumieć co właściwie się wydarzyło, aż w końcu dotarło do niego, że musiał stracić przytomność w samochodzie kumpla.
- Stracił pan dużo krwi, ale sytuacja opanowana, pocisk wyjęty, a pan – pogroziła mu palcem jak śmiał twierdzić pani doktor – A pan ma się oszczędzać.
- I to na tyle? Mogę już wyjść?
- No tak nie zupełnie do końca. Na korytarzu czeka dwóch funkcjonariuszy policji. – kurwa mać! Wiedział, że z tego będą kłopoty.
-Jest pan na siłach, aby złożyć zeznania?
- Tak – wolał mieć już to za sobą. Nie chciał, aby jak na razie ta sprawa ciągnęła się w nieskończoność. Musi przemyśleć kilka spraw i rozpoznać się w perspektywie jak odbiję swoją Megan z rąk tego psychopaty. Nie mógł pozwolić, aby została tam dłużej.
- Jak doszło do postrzału? – przełknął ślinę z nadzieją, że jego zeznania będą jak najbardziej wiarygodne.
- Spacerowałem po parku z psem, a właściwie wracałem już do domu, gdy nagle usłyszałem nadjeżdżający samochód a z niego wyjawił się mężczyzna, który strzelał na oślep.
- Marka samochodu? Numery rejestracyjne?
- Myśli pan, że akurat zwróciłem na to uwagę? Byłem w takim szoku, że zapomniałem numeru na pogotowie.
- To może jakieś szczególne znaki?
- Nie, nic mi się nie rzuciło w oczy.
- W takim razie to wszystko. Odezwiemy się jeszcze do pana – poszło szybciej niż myślał, a co najważniejsze łyknęli wszystko. Nie mógł powiedzieć prawdy, nie mógł narazić życia Megan. Już jego dusza wyobraża sobie co ten śmiałek potrafi zrobić, gdy wpadnie w niekontrolowany szał. Wolał jak na razie nie rozpoczynać z nim awantury, choć nie ukrywając rozpoczęli już dawno bieg po ścieżce wojennej. Czy tak miało się stać? Ależ skądże. Myślał, że odpuścił, zapomniał bądź co bądź dał sobie święty spokój. Do głowy, by szatynowi nie przyszło, że ten człowiek kipi jeszcze nienawiścią do jego osoby. Milczał przez tyle lat, a tu nagle wrócił, by gnębić jego dotychczasowe życie? To niedorzeczne, nie sprawiedliwe, lecz musiał w końcu odważyć się na o wiele trudniejszy krok.
Poinformować rodziców Megan.
To wydawało się takie proste, lecz nie było wcale takie do wykonania. Nie miał serca, aby informować jej matkę. Kobieta przecież się załamię. To jedyna córeczka. A ojciec? On go rozszarpie, że na to pozwolił. Lecz bądź co bądź muszą wiedzieć.
Na sekretarkę nagrywali się wielokrotnie, a Jego strach przed rzeczywistością nie pozwalał na cokolwiek.
Mimo bólu w lewej nodze odpalił samochód udając się prosto do ich mieszkania. Nie mógł zwlekać. Musiał stawić czoło przeciwieństwom, a przede wszystkim swoim lękom.
- Cześć synu – z gracją powitała go jej mamuśka. Była taka ucieszona, a On miał to zniszczyć? – Megan przyjechała z Tobą?
- Niestety nie.
- Oh no trudno, pewnie jest zmęczona po waszych igraszkach – roześmiał się jej tata, a Justin miał ochotę się tutaj rozpłakać jak mały chłopiec. Byli tacy nieświadomi.
- Jak na misji? – zmierzyła jego sylwetkę, aż nagle zatrzymała wzrok na nodze – postrzelono Cię? Opatrzył Ci ktoś chociaż? – była zmartwiona, ale to przecież jeszcze nic z tym czego zaraz się dowie.
- Muszę Wam coś powiedzieć. – nastąpiła cisza. Był zmieszany – Megan porwano – zero emocji, zero krzyku. Przyglądali mu się jak na idiotę. Był skłonny przyjąć wszelkie bluźnierstwa z ich strony.
- Justin.. Co Ty mówisz?
- Więc dlatego nie raczyła oddzwonić, choć nagrałem się parokrotnie – westchnął jej ojciec. Obydwoje byli załamani, choć matka nie bała się tego okazać. Jej łzy mówiły same za siebie.
- To moja wina, przepraszam – opadł bezsilnie na fotel nie mogąc powstrzymać się od nabytych emocji.
- Nie możesz tak mówić. Musimy ją odnaleźć – myślał, że jej ojciec gorzej zareaguje, a On wyjdę stąd jeszcze bardziej poturbowany.
- Moja mała Megi – kobieta powtarzała w kółko bujając się w przód i w tył na fotelu. Wpadała w coraz większy atak depresyjny. Z każdą chwilą stawała się bardziej nieobecna, a po zażyciu tabletek uspakajających usnęła jak niemowlak. Jej ojciec odetchnął choć przez chwilę. Justin był gotów znieść naprawdę wszystko, lecz bardzo żal było mu przyszłej teściowej. Była w opłakanym stanie. Pan Collins też to przeżył. Dodatkowo o wiele bardziej po szatyna opowieści. Opowiedział mu dosłownie wszystko – nie mógł udawać, ani nic ukrywać. Musiał wiedzieć co dzieje się z jego córką i nawet w jakim jest stanie.
- Moja żona nie może o tym wiedzieć, nikt nie może jej o tym donieść – westchnął – załamie się jeszcze bardziej – dodał na jednym tchu.
- Znajdę państwa córkę, obiecuję. – zakrył dłońmi twarz będąc pewny swej obietnicy. Nie zamierzał zawieść. Musiał ją znaleźć. I był pewien, że to zrobi. Przecież jej życie zależało w zupełności od niego – nie mógł pozwolić jej zginąć, ani się poddać.



 - Justin co z Tobą? Dlaczego nie odbierasz telefonów od paru dni? – jakby po karę odpokutowania do jego sypialni wpadł Jackob.  – Megan się odezwała?
- A czy wyglądam na człowieka, do którego co najmniej słówkiem odezwała by się kobieta? – przewrócił teatralnie tęczówkami nie podnosząc się ze swojego łóżka. Tak dobitnie wszystko ostatnimi czasy go irytowało, że nie miał nawet ochoty wyjść z łóżka. Wiedział, że powinien działać, ale tracił zmysły. Tracił nad sobą kontrolę i co gorsza nie umiał sobie z tym poradzić. Sam nie wiedział na co czeka – może na cud, może na wysłuchanie jego próśb choćby na odzew od niej.
- Znalazłem to na wycieraczce – rzucił w jego stronę ogromną brązową kopertę. Poderwał się szybciej niż kiedykolwiek i z drżącymi dłońmi natrętnie otwierał kopertę. Znajdowała się w niej kartka oraz płyta na której napisane było „ Megan
Serce podskoczyło mu do gardła, a ciało wiło się wręcz pod naciskiem krążka, który trzymał w ręku.
Najpierw list.

Obejrzałeś już wideo?
Chcesz ją całą musisz dostarczy plany waszego wojska. Wyszczególnij każdy słaby punkt i misje, w których ponieśliście straty, a przede wszystkim chcę wiedzieć o taktyce jaką się posługujecie. Masz 24 godziny inaczej kobietę, którą tak kochasz obejrzysz w kawałkach.

Co to ma do licha znaczyć? Po co mu są plany naszego wojska? Planuję zasadzkę, a może w jakiś szczególny sposób chce wkroczyć do brygady. Jego głowa pulsowała pod nadzorem całej przestrzeni głupot. Nie mógł zrozumieć jaki miał w tym cel. Porwał ją tylko, aby zdobyć tak błahe informacje.
- Nie oglądaj tego filmiku.
- Przestań, muszę – nabrał powietrza do płuc odpalając na dvd płytę, którą mu wysłał.
Megan.
Siedziała przywiązana na krzesełku. Przez pierwsze 5 minut nie wydarzyło się nic. Była cała posiniaczona. Twarz miała tak zmasakrowaną jakby co najmniej była bita przez ostatnie dni. Na nogach i rękach siniak na siniaku. Byłem przerażony.
- Pamiętaj masz 24 godziny – pojawił się nagle na ekranie brunet, który wcześniej go postrzelił. Zbliżał się do niej. Był coraz bliżej, aż w końcu uderzył ją z otwartej dłoni tak mocno, że krzesełko na którym siedziała przewróciło się wraz z nią w tył. Brązowooki był wściekły. Jak On śmiał.. Lecz to nie koniec. On nie przestawał. Bił każdy milimetr jej drobnego ciała. Widząc jak robi to z przyjemnością na jego ciele pojawiała się gęsia skórka.
Moja mała dziewczynka.
Nie mógł na to patrzeć. Łzy cisnęły mu się do oczu, lecz jak tylko dostrzegł jak przejeżdża jej po ramieniu ostrym narzędziem poderwał się. Był bezlitosny, nieprzewidywalny i psychiczny. Nękał jego małą Megan. To nie było fair. Oni nie postępowali sprawiedliwie. To przecież On powinienem siedzieć w tym pomieszczeniu. Z nim powinni rozmawiać. Pierdoleni tchórze.
Nagle na dźwięk telefonu poderwałem się mając nadzieję, że to oni. Nie pomyliłem się.
- Zegar tyka. – perfidny śmiech, który rozprzestrzenił się po gródkach naiwnej nadziei męczył go przez kolejne dwie sekundy, gdy zorientował się, że rozmówca po drugiej stronie rozłączył się.
Nie mógł wytrzymać ani chwili dłużej, jego myśli wręcz pochłaniały własne czyny. Nie mógł skupić się na niczym innym jak na odnalezieniu Megan. Nie wiedział za dużo. Wiedział, że musęi natychmiast skontaktować się z Piterem, aby obmyślić plan jak wyrwać z sideł złej relacji swoje życie. Nie mógł pozwolić, by Megan dalej cierpiała i to wyłącznie przez niego.  Była oczkiem w głowie, a On wyprawił jej takie piekło. To przez niego już dotychczas wycierpiała.
- Witam Cię, przyjmujesz jednak propozycje o dalszej misji?– zachrypnięty głos dowódcy i wzrok świdrujący moją sylwetkę idealnie szły w parze.
- Nie jestem tutaj, aby rozmawiać właśnie o tym. Moją narzeczoną porwali, natychmiastowo potrzebuję pańskiej zgody. 


~♦~ 



Cześć. Kolejny w dość szybkim tempie i kolejny bez szału. Nevermind... Jeśli masz do mnie jakiekolwiek pytania bądź zastrzeżenia to mój ASK   
+ Jeśli chcesz być informowany(a) proszę zapisuj się do KSIĘGI GOŚCI! 

CZYTASZ - SKOMENTUJ JEŚLI MOŻESZ :)

7 komentarzy:

  1. jeju nie wierze, twoje opowiadanie jest cudowne! jak najbardziej bede czytac dalej i oczywiscie sledzic twojego bloga. dodaje cie rowniez do opowiadan, ktore polecam, mam nadzieje, ze twoja tworczosc z kazdym rozdzialem bedzie coraz to lepsza! milego wieczoru <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział...wow.
    Jest wspaniały, aczkolwiek bardzo przerażający patrząc na to, co robić Meg i Justin'owi.
    Jeju, mam nadzieję, że oboje wyjdą z tego cało.
    Kurcze, pisz szybko.

    Pozdrawiam,
    Karolina (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, ale miałam dużo obowiązków. Mniejsza. Rozdziały bardzo dobre, naprawdę. Biedna Megan. Współczuję jej, bo nic nie zawiniła. Jestem ciekawa jak Justin to wszystko rozegra. Czekam na next. Pozdraawiam, Weronika :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Bosh ... Trzymają Megan bezpodstawnie i jeszcze dają jej narkotyki ?! Porypani jacyś... Mam nadzieję że Justin ją uwolni ... Ciekawe czemu oni chcą tak zaszkodzić Jussowi ... Mam nadzieję że dowiemy się w następnym :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie na 4 rozdział : www.czaspokazee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział nie mogę się doczekać kolejnego (:

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Megan... Justin naprawdę musi ją bardzo kochać skoro jest dla niej gotowy poświęcić nawet własne życie. Strasznie mi jej szkoda. :( Ale wszystko na pewno dobrze się skończy!

    OdpowiedzUsuń