Nawet nie
wyobrażasz sobie jak to jest tulić w ramionach swój cały świat, który w
mgnieniu oka zostaje Ci wyrwany. Ścianki budowy Twoich lęków osuwają się. Grunt
kruszy Ci się pod nogami, a łzy rozpaczy zalewają miasto nadziei.
- Czego
chcecie? – brązowooki splunął po raz kolejny krwią. Był bezsilny. Zupełnie nie
przygotowany na konfrontację z z Mark’em i jego świtą. Kim był Mark? Dawnym
znajomym.
Ich drogi
rozeszły się, gdy Justin wstąpił do wojska, a jego nie powołano.
Zabrał mu
marzenia z przed nosa, choć nawet sobie nie zdawał z tego sprawy. Nie miał złych intencji. Chciał spełniać się zawodowo w tym co kochał.
Nie miał
prawa mnie obwiniać.
- Jakże
porywczy i nadal zachłanny we własnej osobie Justin Bieber – ponownie dostał pięścią w brzuch. Nie miał jak się bronić. Tych dwóch matołków trzymało go,
gdy Mark wymierzał coraz gorsze ciosy. Nie patrzył zupełnie na nic – uderzał w niego jak w worek treningowy. – Nadal chcesz się ze mną mierzyć frajerze? –
mocne słowa jak na zdesperowanego faceta.
- Czego Ty
ode mnie.. Od nas chcesz?
- Od Twej
ślicznej kobiety nie chce nic. Interes mam do Ciebie.
- Więc
wypuść ją – szamotał się z jego osiłkami bez przerwy. Jak długo jeszcze
wytrzyma? Nie wiedział. Krew była wszędzie, a On nie oszczędzał ani siebie
ani jego. Kpił taką nienawiścią, że co najmniej całe wojsko nie mogło by go
przebić.
- Wtedy było
by to o ciut za proste, nie sądzisz?
- Ale ona
nie jest niczego winna. To sytuacja pomiędzy Tobą, a mną. – poderwał się w końcu
na równe nogi, gdy rozluźnili uścisk, a ja mogłem się wyrwać. Chwycił z
całych sił za kołnierz od kurtki Mark’a i przyglądając się jego rozbawionej
twarzy westchnął – Czego chcesz? Kasy, przywrócenia do patrolu, a może
powinienem wrócić z obiegiem Twej sprawy z przed kilku lat? – spoważniał. Nagle
zbladł i kiwnął głową do swoich ludzi. Oni natychmiast przywarli szatyna do
ściany, a Mark z niepokojem bacznie go obserwował. Doskonale wiedział, że
jego słowa go ugięły. Przeszłość go bardzo dręczyła, a Justin miał wiele
argumentów, aby zafundować mu pobyt w więzieniu nawet na bardzo długo okres
czasu.
- Piśnij
chociażby słówko, a zobaczysz narzeczoną martwą – wycedził przez zęby
odchodząc. Przeklął pod nosem. Nie chciałe pozwolić mu odejść, ale za nim
cokolwiek chciał powiedzieć poczuł jak moje ciało otula fala gorąca, a z
każdą minutą wymierzone ciosy stawały się bardziej odczuwalne. Dostał kilka
kopniaków pod żebra i nawet gdziekolwiek przyszło im do głowy. Był wycieńczony. Styrali go bardziej niż przeszedł na wyjazdach.
- W
najbliższym czasie dostaniesz wskazówki – odchodzą? Tak po prostu? Odetchnął z ulgą, lecz również nie miał siły podnieść się, by wrócić do domu – i
jeszcze jedno – dodał jeden z nichodwracając się w jego stronę. Gdy wyjął broń brązowe włosy mogły stanęłąć dęba. Miał zamiar go tutaj postrzelić?
Huk.
Powieki
opadły mu ku dole. Jego ciało opadło bezsilnie na ziemię, a ból rozszywał cierpienie.
- Sukinsyn –
zaklął na tyle głośno, aby go usłyszeli i złapał się za nogę w którą
został postrzelony. Krew doszczętnie przesiąkła jego jeansy. Był w takim
szoku, że nie miał nawet pojęcia, aby dojść do wniosku co właśnie powinien zrobić.
- Głupi
jesteś? Coś Ty do chuja zrobił? – zanim wybrał numer Jackoba ich krzyki
ewidentnie dotarły do jego podświadomości. Nabrał powietrza do płuc, aby
włączyć trzeźwe myślenie i ściągając z siebie kurtkę oraz podkoszulkę ścisnął nią swoją nogę tuż nad raną.
Jackob
przybył w mgnieniu oka. Zlekceważył jakiekolwiek prośby i zawiózł Justina mimowolnie do szpitala, lecz jak wytłumaczy im to co się wydarzyło? Policja
będzie węszyć.
- Powtarzam
po raz kolejny, że stawisz czoło wszystkiemu, trudno. To musi opatrzyć lekarz –
podirytowany odpalił papierosa. Był równie wściekły jak On sam, aczkolwiek żołnierz dodatkowo miał kulkę w nodze. Choć świadomość, że jego kobieta jest w
niebezpieczeństwie piekła bardziej od tego postrzału. To zwykły pikuś przy tym,
iż jego Megan mogła przechodzić przez piekło. Jak mógł pozwolić na taki
przebieg wydarzeń. Gdyby ponownie nie wplątał się w jej życiorys wiodła, by
pewnie spokojnie życie bez wszelkich niespodzianek.
- Myślisz,
że nic jej nie grozi? – ogromna gula stanęła mu w gardle. Nie miał pewności,
ale nie pozwolił swoim myślom nawet dopuścić tej informacji. Nie mógł myśleć o Megan jak o dziewczynie, która mogłaby właśnie w tym momencie
przeżywać katusze. Jest taka bezbronna i niewinna, więc kto mógł skarać ją na
taki los.
- Stary jak
możesz mnie o to pytać? – nabrał powietrza do płuc, by ochłonąć i przez
przypadek nie powiedzieć niczego nie stosownego.. – Jej nie może się nic stać. –
przymknął swoje powieki osuwając się po siedzeniu w samochodzie.
*
- Mów za
siebie Tom. Ty go postrzeliłeś.
- Jakim
prawem? – krzyknęła robiąc wśród nich większy zamęt. – Odpowiadaj kurwa! –
podniosła jeszcze bardziej ton swojego głosu. Była wściekła. Jej mężczyzna
postrzelony. To nie mogła być prawda. Dopiero co go odzyskała, a już
straciła? Jak śmieli.
- Nie drzyj
pizdy. Postrzeliłem go tylko w nogę, to przypadek.
- Przypadek?
Wsadzę Cię do pierdla skurwysynie – jego racjonalny tok myślenia wrócił, bo
mimowolnie uderzył ją z pięści w twarz. Zakręciła dwa kręciołki i upadła.
Ból był nie do zniesienia. Jakby przynajmniej dostała czymś ciężkim.
Ocknęła się
na łóżku w którym spędziła ostatnie kilka dni. W pokoju została już sama,
lecz nie to było najważniejsze. Justin.. Co z nim? Za wszelką cenę chciała się
do niego dostać i gdy tylko do pokoju wszedł Mark przełknęła głośno ślinę.
- Czy.. czy
nic mu nie jest? – zastygła w bez ruchu czekając na jego odpowiedź.
- Na razie
gwarantuję Ci, że jest zdrów, lecz gdy nie wywiąże się z umowy nie pójdzie mu
to płazem.
- Ale czemu
to robisz, a właściwie robicie?
- Biznes
bywa okrutny maleńka. – przysiadł na rogu materaca nie patrząc na dziewczynę. Zatopił
swój wzrok gdzieś w głąb pokoju. Widać było, że był przygnębiony. Po raz
pierwszy siedział przy niej tak bardzo zamyślony. Nie odezwał się słowem, choć
zawsze miał tyle do powiedzenia. To zupełnie coś innego.
- Co tak
właściwie chcecie wyłudzić na Justinie? – mogła pożałować tych słów. Mężczyzna
automatycznie przysunął się do mnie zaciskając swoją dłoń na jej kolanie.
- Za dużo
pytasz, mówiłem już Ci coś na ten temat – westchnęła odsuwając się od niego. –
Tom zostaję dziś z Tobą na noc. – zamarła. Że co? Nikt nigdy nie zostawał z nią na noc.
- To nie
jest potrzebne.
- Ależ jak
najbardziej jest, nie masz co dyskutować – i drzwi trzasnęły. Nie zdawała sobie pewnie jeszcze sprawy jaką katorgę przejdę przez niego dzisiejszej nocy. Nawet
nie mogła sobie wyobrazić jak bardzo może mją skrzywdzić. Był nieobliczalny.
- Tylko się
nie ruszaj – rozpoczęli to ponownie jak każdego dnia, a ona już opadała na
tym krzesełku. On przychodził do niej od kilku dni i rutynowo powtarzał swoje
czynności. Miał naprawdę wiele siły, a dziewczyna nie mogła już tego znieść. Jego
dłonie ją obrzydzały, a jego pięści powalały. To nie szło ze sobą w żadnym
połączeniu. Znęcał się nad nią. Psychicznie i fizycznie. Była bez radna i
dopóki tutaj była to jest spisana na niebezpieczeństwo. Nie miała chwili,
by odetchnąć. On bił coraz mocniej. Jej obolałe miejsca z biegiem czasu
zamieniały się w siniaki. Miała tego wszystkiego dość, lecz nie mogła nic
zrobić.
- Dziś
nadszedł czas, aby rozegrać wszystko – z plecaka wyjął strzykawkę oraz niewielki
sprzęt fotograficzny. Jej powieki opadały. Brakowało jej tlenu, brakowało
oddechu. Sprzeczne myśli, wspomnienia i cierpienie zmieszały się w jedność, iż
nawet nie poczuła jak On znów wstrzykuje narkotyk. Wszystkiemu była już
poddana. Oni władali nie tylko jej ciałem i umysłem. Biały proszek dawał ukojenie, a dawka sprzymierzeńców i ciosów energię. To chore, zdawała sobie
sprawę, ale jej organizm uodpornił się dosłownie na wszystko. Nie czuła nic.
Zero reakcji, jakichkolwiek bodźców ochronnych. To poszło w niepamięć. Przy
nich zasypiała bezpiecznie.
*
- Panie
Bieber – poczuł delikatne szarpnięcie za ramię. Nie mógł zrozumieć co
właściwie się wydarzyło, aż w końcu dotarło do niego, że musiał stracić
przytomność w samochodzie kumpla.
- Stracił
pan dużo krwi, ale sytuacja opanowana, pocisk wyjęty, a pan – pogroziła mu palcem jak śmiał twierdzić pani doktor – A pan ma się oszczędzać.
- I to na
tyle? Mogę już wyjść?
- No tak nie
zupełnie do końca. Na korytarzu czeka dwóch funkcjonariuszy policji. – kurwa
mać! Wiedział, że z tego będą kłopoty.
-Jest pan na
siłach, aby złożyć zeznania?
- Tak –
wolał mieć już to za sobą. Nie chciał, aby jak na razie ta sprawa ciągnęła
się w nieskończoność. Musi przemyśleć kilka spraw i rozpoznać się w
perspektywie jak odbiję swoją Megan z rąk tego psychopaty. Nie mógł pozwolić,
aby została tam dłużej.
- Jak doszło
do postrzału? – przełknął ślinę z nadzieją, że jego zeznania będą jak
najbardziej wiarygodne.
-
Spacerowałem po parku z psem, a właściwie wracałem już do domu, gdy nagle
usłyszałem nadjeżdżający samochód a z niego wyjawił się mężczyzna, który
strzelał na oślep.
- Marka
samochodu? Numery rejestracyjne?
- Myśli pan,
że akurat zwróciłem na to uwagę? Byłem w takim szoku, że zapomniałem numeru na
pogotowie.
- To może
jakieś szczególne znaki?
- Nie, nic
mi się nie rzuciło w oczy.
- W takim
razie to wszystko. Odezwiemy się jeszcze do pana – poszło szybciej niż
myślał, a co najważniejsze łyknęli wszystko. Nie mógł powiedzieć prawdy,
nie mógł narazić życia Megan. Już jego dusza wyobraża sobie co ten śmiałek
potrafi zrobić, gdy wpadnie w niekontrolowany szał. Wolał jak na razie nie
rozpoczynać z nim awantury, choć nie ukrywając rozpoczęli już dawno bieg po
ścieżce wojennej. Czy tak miało się stać? Ależ skądże. Myślał, że odpuścił,
zapomniał bądź co bądź dał sobie święty spokój. Do głowy, by szatynowi nie przyszło,
że ten człowiek kipi jeszcze nienawiścią do jego osoby. Milczał przez tyle
lat, a tu nagle wrócił, by gnębić jego dotychczasowe życie? To niedorzeczne,
nie sprawiedliwe, lecz musiał w końcu odważyć się na o wiele trudniejszy
krok.
Poinformować
rodziców Megan.
To wydawało
się takie proste, lecz nie było wcale takie do wykonania. Nie miał serca, aby
informować jej matkę. Kobieta przecież się załamię. To jedyna córeczka. A
ojciec? On go rozszarpie, że na to pozwolił. Lecz bądź co bądź muszą
wiedzieć.
Na
sekretarkę nagrywali się wielokrotnie, a Jego strach przed rzeczywistością nie
pozwalał na cokolwiek.
Mimo bólu w
lewej nodze odpalił samochód udając się prosto do ich mieszkania. Nie mógł zwlekać. Musiał stawić czoło przeciwieństwom, a przede wszystkim swoim lękom.
- Cześć synu
– z gracją powitała go jej mamuśka. Była taka ucieszona, a On miał to
zniszczyć? – Megan przyjechała z Tobą?
- Niestety
nie.
- Oh no
trudno, pewnie jest zmęczona po waszych igraszkach – roześmiał się jej tata, a Justin miał ochotę się tutaj rozpłakać jak mały chłopiec. Byli tacy nieświadomi.
- Jak na
misji? – zmierzyła jego sylwetkę, aż nagle zatrzymała wzrok na nodze –
postrzelono Cię? Opatrzył Ci ktoś chociaż? – była zmartwiona, ale to przecież
jeszcze nic z tym czego zaraz się dowie.
- Muszę Wam
coś powiedzieć. – nastąpiła cisza. Był zmieszany – Megan porwano – zero emocji,
zero krzyku. Przyglądali mu się jak na idiotę. Był skłonny przyjąć wszelkie
bluźnierstwa z ich strony.
- Justin..
Co Ty mówisz?
- Więc
dlatego nie raczyła oddzwonić, choć nagrałem się parokrotnie – westchnął jej
ojciec. Obydwoje byli załamani, choć matka nie bała się tego okazać. Jej łzy
mówiły same za siebie.
- To moja
wina, przepraszam – opadł bezsilnie na fotel nie mogąc powstrzymać się od
nabytych emocji.
- Nie możesz
tak mówić. Musimy ją odnaleźć – myślał, że jej ojciec gorzej zareaguje, a On wyjdę stąd jeszcze bardziej poturbowany.
- Moja mała
Megi – kobieta powtarzała w kółko bujając się w przód i w tył na fotelu.
Wpadała w coraz większy atak depresyjny. Z każdą chwilą stawała się bardziej
nieobecna, a po zażyciu tabletek uspakajających usnęła jak niemowlak. Jej
ojciec odetchnął choć przez chwilę. Justin był gotów znieść naprawdę wszystko, lecz
bardzo żal było mu przyszłej teściowej. Była w opłakanym stanie. Pan Collins
też to przeżył. Dodatkowo o wiele bardziej po szatyna opowieści. Opowiedział mu
dosłownie wszystko – nie mógł udawać, ani nic ukrywać. Musiał wiedzieć co
dzieje się z jego córką i nawet w jakim jest stanie.
- Moja żona
nie może o tym wiedzieć, nikt nie może jej o tym donieść – westchnął – załamie się
jeszcze bardziej – dodał na jednym tchu.
- Znajdę
państwa córkę, obiecuję. – zakrył dłońmi twarz będąc pewny swej obietnicy.
Nie zamierzał zawieść. Musiał ją znaleźć. I był pewien, że to zrobi.
Przecież jej życie zależało w zupełności od niego – nie mógł pozwolić jej
zginąć, ani się poddać.
- A czy
wyglądam na człowieka, do którego co najmniej słówkiem odezwała by się kobieta?
– przewrócił teatralnie tęczówkami nie podnosząc się ze swojego łóżka. Tak
dobitnie wszystko ostatnimi czasy go irytowało, że nie miał nawet ochoty
wyjść z łóżka. Wiedział, że powinien działać, ale tracił zmysły. Tracił nad sobą
kontrolę i co gorsza nie umiał sobie z tym poradzić. Sam nie wiedział na co czeka – może na cud, może na wysłuchanie jego próśb choćby na odzew od niej.
- Znalazłem
to na wycieraczce – rzucił w jego stronę ogromną brązową kopertę. Poderwał się szybciej niż kiedykolwiek i z drżącymi dłońmi natrętnie otwierał kopertę.
Znajdowała się w niej kartka oraz płyta na której napisane było „ Megan „
Serce
podskoczyło mu do gardła, a ciało wiło się wręcz pod naciskiem krążka, który
trzymał w ręku.
Najpierw
list.
Obejrzałeś
już wideo?
Chcesz ją
całą musisz dostarczy plany waszego wojska. Wyszczególnij każdy słaby punkt i
misje, w których ponieśliście straty, a przede wszystkim chcę wiedzieć o
taktyce jaką się posługujecie. Masz 24 godziny inaczej kobietę, którą tak
kochasz obejrzysz w kawałkach.
Co to ma do
licha znaczyć? Po co mu są plany naszego wojska? Planuję zasadzkę, a może w
jakiś szczególny sposób chce wkroczyć do brygady. Jego głowa pulsowała pod
nadzorem całej przestrzeni głupot. Nie mógł zrozumieć jaki miał w tym cel.
Porwał ją tylko, aby zdobyć tak błahe informacje.
- Nie oglądaj
tego filmiku.
- Przestań,
muszę – nabrał powietrza do płuc odpalając na dvd płytę, którą mu wysłał.
Megan.
Siedziała
przywiązana na krzesełku. Przez pierwsze 5 minut nie wydarzyło się nic. Była
cała posiniaczona. Twarz miała tak zmasakrowaną jakby co najmniej była bita
przez ostatnie dni. Na nogach i rękach siniak na siniaku. Byłem przerażony.
- Pamiętaj
masz 24 godziny – pojawił się nagle na ekranie brunet, który wcześniej go postrzelił. Zbliżał się do niej. Był coraz bliżej, aż w końcu uderzył ją z
otwartej dłoni tak mocno, że krzesełko na którym siedziała przewróciło się wraz
z nią w tył. Brązowooki był wściekły. Jak On śmiał.. Lecz to nie koniec. On nie
przestawał. Bił każdy milimetr jej drobnego ciała. Widząc jak robi to z
przyjemnością na jego ciele pojawiała się gęsia skórka.
Moja mała
dziewczynka.
Nie mógł na to patrzeć. Łzy cisnęły mu się do oczu, lecz jak tylko dostrzegł jak
przejeżdża jej po ramieniu ostrym narzędziem poderwał się. Był bezlitosny,
nieprzewidywalny i psychiczny. Nękał jego małą Megan. To nie było fair. Oni nie
postępowali sprawiedliwie. To przecież On powinienem siedzieć w tym pomieszczeniu. Z nim powinni rozmawiać. Pierdoleni tchórze.
Nagle na dźwięk
telefonu poderwałem się mając nadzieję, że to oni. Nie pomyliłem się.
- Zegar
tyka. – perfidny śmiech, który rozprzestrzenił się po gródkach naiwnej nadziei
męczył go przez kolejne dwie sekundy, gdy zorientował się, że rozmówca po
drugiej stronie rozłączył się.
Nie mógł wytrzymać ani chwili dłużej, jego myśli wręcz pochłaniały własne czyny. Nie
mógł skupić się na niczym innym jak na odnalezieniu Megan. Nie wiedział za
dużo. Wiedział, że musęi natychmiast skontaktować się z Piterem, aby obmyślić
plan jak wyrwać z sideł złej relacji swoje życie. Nie mógł pozwolić, by Megan
dalej cierpiała i to wyłącznie przez niego. Była oczkiem w głowie, a On wyprawił jej takie piekło. To przez niego już dotychczas wycierpiała.
- Witam Cię,
przyjmujesz jednak propozycje o dalszej misji?– zachrypnięty głos dowódcy i
wzrok świdrujący moją sylwetkę idealnie szły w parze.
- Nie jestem
tutaj, aby rozmawiać właśnie o tym. Moją narzeczoną porwali, natychmiastowo
potrzebuję pańskiej zgody.
~♦~
Cześć. Kolejny w dość szybkim tempie i kolejny bez szału. Nevermind... Jeśli masz do mnie jakiekolwiek pytania bądź zastrzeżenia to mój ASK
+ Jeśli chcesz być informowany(a) proszę zapisuj się do KSIĘGI GOŚCI!
CZYTASZ - SKOMENTUJ JEŚLI MOŻESZ :)
jeju nie wierze, twoje opowiadanie jest cudowne! jak najbardziej bede czytac dalej i oczywiscie sledzic twojego bloga. dodaje cie rowniez do opowiadan, ktore polecam, mam nadzieje, ze twoja tworczosc z kazdym rozdzialem bedzie coraz to lepsza! milego wieczoru <3
OdpowiedzUsuńRozdział...wow.
OdpowiedzUsuńJest wspaniały, aczkolwiek bardzo przerażający patrząc na to, co robić Meg i Justin'owi.
Jeju, mam nadzieję, że oboje wyjdą z tego cało.
Kurcze, pisz szybko.
Pozdrawiam,
Karolina (Bloblo)
co robią*
UsuńHej. Przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, ale miałam dużo obowiązków. Mniejsza. Rozdziały bardzo dobre, naprawdę. Biedna Megan. Współczuję jej, bo nic nie zawiniła. Jestem ciekawa jak Justin to wszystko rozegra. Czekam na next. Pozdraawiam, Weronika :*
OdpowiedzUsuńBosh ... Trzymają Megan bezpodstawnie i jeszcze dają jej narkotyki ?! Porypani jacyś... Mam nadzieję że Justin ją uwolni ... Ciekawe czemu oni chcą tak zaszkodzić Jussowi ... Mam nadzieję że dowiemy się w następnym :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie na 4 rozdział : www.czaspokazee.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział nie mogę się doczekać kolejnego (:
OdpowiedzUsuńBiedna Megan... Justin naprawdę musi ją bardzo kochać skoro jest dla niej gotowy poświęcić nawet własne życie. Strasznie mi jej szkoda. :( Ale wszystko na pewno dobrze się skończy!
OdpowiedzUsuń