Błądzisz po
zagubionym labiryncie uczuć z nadzieją, że tarcza, która miała zapobiec przed
zatrutym osuwiskiem nawyków sama Cię odnajdzie. Pragniesz by przemówiła głosem
pełnym wyzwolenia i ukojenia. To ten czas, gdy jednym lekarstwem na ratunek z
rozpaczy jest niewielki gram spowalniający bodźce na otaczający Cię świat. Nie
umiesz sobie z tym poradzić i nagle rodzi się w Tobie pokusa, która przysłania
Ci rozum. Nie zwracasz uwagi na podświadomość, która wręcz dławi się krzykiem
ustawionym do pionu. Chciałabyś wyjść z tej presji, ale jak zwykle los burzy
Twoje plany. Nie zrobisz kroku w przód – nikt Ci na to nie pozwoli. Stoisz w
miejscu i dopóki będziesz pogrążać się jeszcze bardziej, bo plącze nienawiści i
obłąkania ściągną Cię na o wiele większe bagno. Tak już jest, gdy w grę wchodzi
ludzkie życie, ambicje i plany. Trudno jest się powstrzymać i dać upust
emocjom, które, aż pieką, by wydostać się z pod skóry demona, który karmi Cię
niebezpiecznym nałogiem i złudną nadzieją. Wtedy jest Ci wszystko jedno – już
się poddajesz i nie myślisz, a co by było gdyby.. To już jest spisane w zasięgu
Twego wzroku. To oni obstawią Twoje karty.
Zaciskasz
właśnie wtedy mocno pięści i chcesz im pokazać jak bardzo się mylą, że zwyciężą
z Tobą. Próbujesz pokazać jaka jesteś silna, a oni znów to robią i znów jednym
gestem paraliżują Cię igłą pełną zgrozy. Są nieugięci, a Ty choć byś bardzo
chciała przekazać całą swoją złość na tych trzech mężczyzn to nawet nie masz
prawa. Gardzisz nim – Oni to wiedzą, ale właśnie to ich bardziej nakręca.
Przechwycą Twoje zmysły.
Błagasz
nocami, aby ten koszmar się skończył? Typowe dla kogoś takiego, kto znalazł się
w tej sytuacji co Ty. Nie bój się. Nikt nie wytknie Cię palcem, nikt nie
osądzi, a co najważniejsze nikt Ci nie pomoże. Popatrz na tych ludzi za oknem i
co widzisz? Oni boją się bardziej niż Ty. Strach, który siedzi w Twojej głowie
to tylko bajki. Jesteś w stanie zwyciężyć tę wojną – tak samo jak Twój Justin.
- Boże daj
mi sił, abym przetrwała to wszystko – opada bezsilnie na łóżku starając się
nie poturbować się bardziej niż jest. Każdy milimetr jej ciała jest otulony
przeszywającym bólem. To kara. Kara za to, że podsłuchała coś czego nie
powinna. To oni jej to zrobili. Siniaki na jej ciele nie są bezpodstawne. To
znów byli oni. A miejsca na skórze od żaru? To też oni. Mają ją tutaj za
marionetkę bez uczuć. Oni zawładnęli jej życiem w dość perfekcyjny sposób.
Nie dawali
mi wyboru. Wpoili mi nowe idee i bezkarnie ułożyli nowy scenariusz.
- Błagam –
wysyczała cała się trzęsąc – tylko jedna dawka – była na wykończeniu.
Potrzebowała ukojenia. Potrzebowała leku. Musiała dostać choć odrobinę
narkotyku. On ją wyswobadzał, a przez jej głowę nie przewijały się czarne
myśli.
- Jesteś
strasznie zachłanna – zaśmiał się Tom budując ponownie tę pewną atmosferę – Ale
lubię pomagać przyjaciołom. – nie zwracała już żadnej wagi do tego jaki był. W
końcu dzięki niemu uzyskiwała błogi stan. To On zapieczętował jej odnowienie.
On wtargnął z dragami w jej życie zwane też perfidnym syfem.
Heroina
rozprzestrzeniająca się w jej pulsujących żyłach pobudzała zmysły. W
pierwszych dniach od rozpoczęcia zabawki ze strzykawką była strasznie narwana.
Narkotyk w jej żyłach dawał energię na cały dzień. Była zupełnie inną
osobą, lecz teraz po miesiącu tego świństwa mój organizm już uodpornił się.
Była o wiele spokojniejsza i wyciszona niż przedtem. To odprężało.
Pozwoliło oderwać od tego co siedziało w jej głowie przez ostatnie tygodnie.
Nie myślał o niczym. Zupełnie. Czasami tylko przemknął obraz bruneta o
czekoladowych tęczówkach i zniewalającym uśmiechu. Widuję go czasami jak przez
mgłę. Rzadziej czuję jego obecność – Nikt nie chce już opowiadać co u niego.
On nawet nie odwiedza choć bardzo by chciała. Nie pyta jak się czuje –
może już jej nie potrzebuje.
Megan jak
śmiesz mówić takie głupoty? Prochy wyżarły Ci rozum?
Skarcone myśli gubią się w otchłani wspomnień, aby naprostować bieg wytwornej przestrzeni. Uproszczają źródła nienawiści w jednej pigułce wrażeń. To najprostsza z decyzji. Najłatwiejsza do wykonania, aczkolwiek skutki jak i powrót do wcześniejszych realizacji są o wiele trudniejsze. Dotychczasowe plany nagle pożera Ci instynkt łowcy. Idee przykrywa Ci natchnienie snu, a podświadomość wrze pod dotykiem nadziei.
- Jak się
czujesz? – do pomieszczenia wszedł Mark. Przewróciła teatralnie tęczówkami
zatapiając swój wzrok w widok zza oknem.
- Tak samo
jak przez ostatnie trzy miesiące.
- Twój
narzeczony wcale nie piekli się, aby dostarczyć nam to czego chcemy – była oszołomiona. Jak przez mgłę przyjmowałam wszelkie słowa, które do niej mówił.
Ostatnio bardzo często jej się to przytrafiało. Wielu rzeczy nie potrafiła przyswoić, a zanik pamięci dobitnie doskwierał jej stabilności.
- Wszystko
mi jedno – wzruszyła bezradnie ramionami. Katorga jaka do tej pory ją tutaj
spotkała nie miała miejsca, ani krytyki by ją opisać. Istniejące zdarzenia,
które do tej pory miały miejsca przywoływały wyłącznie o dreszcze.
„ - Nie kręć
się, nie będzie bolało – zacięty wyraz jego twarzy wywołał dreszcz na całym mym
ciele. Nie umiałam wytrzymać w jego towarzystwie choćby minuty. Bałam się go. – To uśmierzy Twój bol – nadal próbowałam się
wyrwać. Szamotaliśmy się, aż w końcu nie wytrzymał napięcia i wbił igłę w
okolicach zgięcia łokciowego. Momenty
słabości, duszności i omdlenia pojawiły się w mgnieniu oka. Nie dawałam rady.
Upadłam. „
To właśnie od tamtego momentu życie Megan automatycznie zmieniło kurs biegu. Wiele razy sobie powtarzała, że wyjdzie stąd cało, aczkolwiek na marne. Ja tutaj spędzę resztę swojego życia.
- Dlaczego
udajesz taką twardą? – zaśmiał się prosto w twarz. Milczała.
Tak naprawdę
nikogo nie udawała. Ona po prostu chciała, aby już przestali. Aby ją wypuścili. Ciężko było cokolwiek wymyślić, a najgorsze w tym wszystkim było
to, że z każdym kolejnym dniem poddawała się. Nie widziała przyszłości
poza tymi czterema ścianami.
Prochami ją złamali. Jej krucha psychika nie wytrzymała.
- Justin
mówił Ci wszystko? – i nagle tutaj pojawia się ogromna niewiadoma. Wiedziała kim był Justin. Ogrywał ważną rolę w jej życiu, lecz nie pamiętała jak
wyglądał, jak pachniał, a nawet nie pamiętała jego głosu. Teraźniejszość dziewczynę wykończyła. Narkotyk ją przyćmił.
- Nie wiem,
nie pamiętam.
- Kłamiesz –
kolejny wymierzony siarczysty policzek. Łzy cisnęły się do oczu, aczkolwiek nie
zdały wypłynąć.
- Może
mówiliśmy sobie wszystko, nie wiem. Naprawdę nie pamiętam. – nabrała powietrza
do płuc starając przypomnieć sobie coś z okresu ich związku. To jakieś
błahostki. Pocałunki, Przytulanki..
- Co
wiedziałaś o jego służbie wojskowej? – no tak on chyba wyjeżdżał na misję.
Świta jej mała garstka wspomnień.
- Nie
rozmawialiśmy na temat jego pracy – westchnęła ciężko, by brzmieć pewnie.
Przecież nawet nie pamiętała czy kiedykolwiek rozmawiali o tym. Musiała grać na zwłokę.
- Nic
kompletnie? Nawet nie mówił o tym co go męczy?
- Czemu Cię
to tak interesuje? – spojrzała na niego z zaciekawieniem. Uniesioną ręką w
górze próbował dać jej do zrozumienia, abym zaczęła mówić więcej – Kazał mi
nigdy nie wtrącać się w to czym się zajmuje. To było dla niego święte.
- Ile w tym
jest prawdy? – człowieku jaki Ty jesteś irytujący.
- Tyle ile
jesteś w stanie sam przyswoić – ponownie przewróciła tęczówkami. Nie lubiła być wypytywana o sprawy, w których byłam zielona. Nie umiała odpowiedzieć na
pytania związane z ojczyzną. Nigdy przedtem nie wdrażała się w te tematy.
Sprawa wojska nie była naszą codzienną rozmową przy obiedzie.
-
Niewdzięczna suko – w mgnieniu oka poderwał się potrząsając moim ciałem. Nie
reagowała. Po prostu dałam mu odreagować adrenalinę – Same problemy z Tobą.
- To pozbądź
się mnie – skołowana nie wiedziała nawet co wypuszcza na świat ze swych ust.
Narkotyk ją doszczętnie omotał. Otulił sobą moje zmysły.
- Jeszcze
nie teraz, muszę przemyśleć wszystko – poderwał się z miejsca wychodząc tuż na
korytarz. Całe szczęście, że te beznadziejnie przesłuchanie nic nie wnoszące do
całej sprawy się skończyło.
- Zostań z
nią – usłyszała jego cichy jęk, a tuż po chwili w sali w której przebywała ujrzała wysoką ciemnowłosą dziewczynę. Zadrżała na sam jej widok bojąc się
zapytać o cokolwiek.
- Megan? –
jej stłumiony szokiem głos zadrżał w mych ściankach uszu, a jej dłonie otuliły ramiona blondynki. Była zmuszona wtulić się w jej rozgrzane ciało.
Zadrżała na
samą sytuację. Nie była pewna tej kobiety. Widziała ją pierwszy raz.
- Boisz się
mnie? – przerwała niezręczną ciszę.
- Skąd pewność,
że nie jesteś jeszcze gorzej psychiczna niż oni razem wzięci? – nerwowo wypuszczała powietrze z płuc.
- Megan czy
kiedykolwiek zrobiłam Ci krzywdę? – wnętrze zapiekło. Nie rozumiała co
dokładnie miała na myśli.
- Jesteś
tutaj zaledwie od dwóch minut.
- Mam na
myśli wcześniejsze lata naszej znajomości – a więc się znają. Dziwnym trafem
jakoś nie mogła sobie przypomnieć kim jest owa kobieta.
-
Przepraszam, ale kim tak właściwie jesteś?
- Żartujesz
sobie ze mnie, tak? – zaśmiała się. Mogła dojrzeć, że był to gest w formie
nerw.
- Nie
żartuję – przybrała bardziej kamienną twarz nabierając i wypuszczając
powietrze z ust.
- Elizabeth
Edwards, nie pamiętasz? – mogła dostrzec jej zaszokowanie. To naprawdę zabawna
sytuacja, aczkolwiek przyjaciółki w niej nie odnajdzie. To pewnie zasadzka.
Nie da się tak łatwo.
Wpadała w
paranoje? Być może.
- Wątpię, abyśmy
miały okazję się poznać. – bez słowa opuściła pomieszczenie. Wybiegła stamtąd
jakby właśnie rozpoczęła wyścig po złoto.
- Co to do jasnej cholery ma znaczyć? – bez pukania wpadła do biura Marka, Elizabeth. Wiedziała, że mógł się złościć, bo nigdy nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadza, ale to było karygodne.
- Co to do jasnej cholery ma znaczyć? – bez pukania wpadła do biura Marka, Elizabeth. Wiedziała, że mógł się złościć, bo nigdy nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadza, ale to było karygodne.
- Ile razy
mam Ci tłumaczyć o prywatności?
- Pieprzę
Twoją prywatność. Wytłumacz mi lepiej co w tamtym pokoju robi Megi? –
rozdrażniona wpatrywała się w jego oczy. Jej oddech przyśpieszył.
- Więc się
znacie? – rozbawiony przyglądał się mojej osobie. - Słuchaj.. Zgodziłaś się
wejść w ten układ, a więc teraz nie zgrywaj bohaterki.
- Ty mnie
zaszantażowałeś, nie było żadnego układu. – splunęła.
- Więc
pamiętaj, jeśli cokolwiek zrobisz za moimi plecami – z biurka wyjął niewielką
fotografię – poinformujesz policję, Justina albo sama pomożesz jej się stąd
wydostać licz się z tym co stanie się z Twoim synem.
- To jest
też Twój syn – walnęła z otwartych dłoni w blat biurka.
- O wiele
prościej będzie mi załatwić by zniknął z Twojego zasięgu.
zrozumieć, że nie wydał mu zgody na spisek Marka. Wiedział,a nawet rozumiał, że to było by
bardzo głupie i lekkomyślne ze strony szeregowego, ale jego Megan, jego kruszynka jest
w niebezpieczeństwie. Nie mógł pozwolić, aby cokolwiek jej się stało. Miał być tym, który miał ją chronić przed złem, a wyłącznie oddaje ją w otwór
piekła.
Gdyby nie
Jackob, który z premedytacją wpajał mi swoje aluzje pewnie dawno nerwy, by mu puściły. Był momentami na skraju załamania. Błądził i nie potrafił wymyślić pozytywnego planu działania.
- Nie może
nic zrobić – wychrypiał do przyjaciela uderzając pięścią w ścianę. Był wściekły. Jego wewnętrzne emocje nie potrafiły opaść. Nie było nawet mowy, aby
na chwilę obecną rozluźniły się.
- I co
teraz?
- Nie wiem,
kurwa.. Nie wiem – zrzucił z blatu kuchennego kilka talerzy, które mimowolnie
roztrzaskały się na ziemi. Miał rozszarpane nerwy. Jednym ukojeniem była by
ona, ale kurwa nie ma jej, a On jest na tyle beznadziejny, że nawet nie
potrafi nic zrobić. Wiele myśli kołatało się wśród rozdrażnionej blizny uczuć.
Był bezradny. Zaistniała sytuacja go przytłaczała i jednocześnie
przerażała.
- Odpłacisz
się im z nawiązką, gdy Megan już będzie przy Tobie – usiadł na fotelu
chowając twarz w dłonie jak mały chłopiec. Jego psychika wirowała na
pograniczu. Wielu rzeczy nie dał rady sam wyjaśnić, załatwić. Rodzice Megan
pomagali mu, a to przecież on obiecał, że odnajdzie ich córkę. To on zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Znów zjebał.
- Najgorsze
jest to, że ja nawet nie wiem gdzie ona jest. Przecież miasto nie jest takie
wielkie. Już dawno powinienem jej szukać – głos mu się załamywał.
- Stary
przetrzepałeś już całe miasto.
- Może
jednak nie, może gdzieś nie dotarłem. Może się z nimi minąłem – trzęsącymi dłońmi
przeczesywał swoje włosy.
- Nie możesz
się tylko poddać, znajdziemy ją – Jackob poklepał go po plecach. Był mu wdzięczny.
Już tyle dla niego zrobił. Gdyby nie On pewnie do niczego by nie doszedł i nie
dał rady w pojedynkę. Z jego pomocą i wsparciem osiągnął o wiele więcej.
- Policja
nie może ich namierzyć?
- Nie, są
bezradni, ale w sumie od początku na nich nie liczyłem. Są do dupy –
westchnąłe przewrażliwiony. Nie mógł potwierdzić, że policja w naszym kraju
działała sprawnie. To była by bujda. Oni nie potrafią nawet rozwiązać błahej
zagadki. Potrafią tylko wziąć pieniądze i siedzieć za biurkiem w ciepłym komisariacie.
- A Bruno co
Ci powiedział? Nie jest w stanie pomóc Ci w żaden sposób? Ma tyle wejść.
- Nie może
ryzykować. Zdradzić plany wojska to tak jakby wyłożyć złodziejom na blat cały
łup w domu. – wysyczałe zdesperowany. Miał rację, nie mógł posunąć się do tak
beznadziejnej igraszki.
- I w żaden
sposób nie jest w stanie Cię poratować? – kilkukrotnie pokiwał głową dając
jednoznacznie Jackobowi znak, że nie. Nie jest w stanie nic zrobić. Po części
go rozumiał. To wyłącznie sprawa Justina. Musi załatwić to sam.
- Jestem
pewien, że gdy Megan nie wróci przez kolejne kilka dni sam będę skłonny wydać
wojsko. Moje załamanie psychiczne już długo nie wytrzyma.
- Kurwa
opanuj się. Nie możesz tego zrobić – doskonale to wiedział. Mogli by mnie
przez to uśmiercić. Takie rzeczy to nie przelewki. To najcenniejsze skarby całego
plutonu.
- Jeśli
będzie trzeba to zrobię, nie mogę siedzieć z założonymi rękoma – kontynuował z
coraz większym zdenerwowaniem.
- Pomyśl
chociaż o innych, gdy będziesz wyjawiał tak cenne wiadomości obcemu rywalowi –
wściekły kierował się tuż w stronę drzwi. Sprawy służbowe były dla niego tak
naprawdę wszystkim. Dbał o mundur, jednostkę i ojczyznę w specyficzny sposób.
*
- Halo – bez
spojrzenia na nadawcę połączenia przetarł zaspane oczy.
- Pomogę Ci,
zjaw się u mnie dziś wieczorem – nie mógł uwierzyć w to co słyszę. Zgodził
się. Pomoże mu. Był wniebowzięty, jakbym co najmniej miał odzyskać cenny
skarb. Choć w sumie tak było. Megan była najcenniejszą osobą w jego życiu. To
już krok w innym kierunku. Krok w jej stronę. Mógł być coraz bliżej.
Do rana już
nie zmrużył oka. Myślał, dławił się wspomnieniami i obmyślał plan
ryzyka jaki musi podjąć. Wszystko leżało w jego rękach i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Kolejny
sygnał rozbrzmiewającego telefonu. Nabrał powietrza do płuc i gdy ujrzał na
wyświetlaczu „zastrzeżony” żołądek podszedł mu do gardła.
- Co z moją
przesyłką?
- Jak miewa
się Megan? – zagłuszył pytanie Marka. Najważniejsza była teraz dla niego Ona.
-
Zapomniałeś, że jej zegar tyka? – zaśmiał się do słuchawki.
- Pozwól mi
się z nią zobaczyć.
- To nie
jest potrzebne, nie martw się nic jej nie jest.
- Daj mi ją
chociaż do telefonu – zdesperowany stukał palcami o blat stołu. Był na
wykończeniu. Nie mógł funkcjonować normalnie. Wszelkie myśli szatyna podążały do
Megan. Tak cholernie mu jej brakowało. Tak bardzo jej potrzebował. Nie
umiał wyobrazić sobie wiele bez niej.
- Masz
minutę – zadrżał. Po tylu miesiącach będzie mógł usłyszeć jej głos. Na usta wkradał się minimalny uśmieszek.
- Kochanie
nie bój się, wyciągnę Cię stamtąd. Pamiętaj, że Cię kocham – wychrypiał na
jednym tchu chcąc jak najszybciej znaleźć się tuż obok niej.
- Kto mówi?
- Nie
poznajesz mnie? – serce automatycznie mu stanęło. Jak to możliwe? Za wszelką
cenę musiał ją odnaleźć. Nie mógł pozwolić, aby została tam dłużej.
- Nie bardzo
– jej słowa raniły, a słysząc niespokojne pikanie w słuchawce domyślił się,
że to koniec tego połączenia. Cały się trząsł.
~ *
A WIĘC JEST! Wielka niewiadoma w rozdziale, która z czasem sama się rozwidli.. Spokojnie wszyscy damy radę i nawet zawirowania Megan będą do zniesienia. Musicie być odrobinę cierpliwi, by pojąć kwestię tego porwania.
Dziękuje Wam za ostatnie komentarze do rozdziałów i przede wszystkim za wyświetlenia. Dopiero rozpoczynam swoją pracę z tym blogiem i wcale nie wymagam kokosów. Potrafię zrozumieć i sama być cierpliwa. W końcu, gdy będę dobrze pisać i zaciekawię swoją pracą to czytelników będzie więcej i więcej. Jak na razie wszystko jest dla mnie nowe i świeże. To kwestia rozesłania tego bloga, a więc mam nadzieję, że będziecie polecać znajomym i rozsławiać OTCHŁAŃ RYZYKA.
Nie zapomnijcie wpisywać się do Księgi Gosi oraz tweetować @ORffPL.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania możecie śmiało pisać na tt bądź na asku. Odwiedzam portale na bieżąco i wszystko ogarniam.
Teraz czekam na kolejne komentarze i opinie <3
Rozdział cudowny, cudowny, cudowny.
OdpowiedzUsuńNa szczęście to tylko opowiadanie, bo inaczej chyba udusiłabym tych porywaczy gołymi rękoma.
Biedna Meg! ;c
Czekam na dalsze rozdziały z niecierpliwością.
Pozdrawiam,
Karolina/AnotherGirl (Bloblo)
Genialny rozdzial, nie moge sie doeczekac nastepnego
OdpowiedzUsuńBlog jest swietny! Na pewno będe go czytać z zaciekawieniem! Ale z tego rozdziału prawie nic nie rozumiem, jednak mam nadzieje że na serio się wszystko wyjaśni :)
OdpowiedzUsuń