- Witam
panią, chcielibyśmy odwiedzić pani męża – ni stąd ni zowąd w mieszkaniu Megan
pojawiło się dwóch mężczyzn, który choć w minimalny sposób nie przypominali
nikogo znajomego.
- To jakaś
pomyłka, nie mam męża – próbowała zamknąć drzwi, lecz brunet był
przebieglejszy. Zanim ona zdążyła je zamknąć wcisnął pomiędzy ich framugę
stopę.
- Chcieliśmy
tylko zrobić niespodziankę Justinowi – zadrżała. Nie lubiła poruszać tego
tematu, była jeszcze za słaba. – On lada moment wróci – dodał.
- Nikt tutaj
nie wróci, Justin nie żyje – przechodząc jej to przez gardło czuła jakby właśnie
została pocięta na strzępki. Nie chciała dłużej odgrywać tej scenki dlatego też
zamknęła drzwi przed ich nosem. Odeszli. A właściwie ona tylko tak myślała.
Gdy tylko
zrobiła parę kroków w stronę kuchni poczuła silne dłonie oplatające jej talię.
Zaskoczona niewiedzą któż to może być próbowała odwrócić się, lecz na darmo. Do
nosa dziewczyny przyłożono chusteczkę po której mimowolnie miała stracić
przytomność.
Jej powieki
były na tyle ciężkie jakby ważyły co najmniej z tonę. Nawet nie drgnęły. Za
wszelką cenę próbowała rozeznać się po pomieszczeniu, lecz zwykła nicość.
Zorientowała się wyłącznie, że jej dłonie uciska mocny węzeł, a sznur
unieruchomił ją do poręczy łóżka.
Sypialna na
pewno nie należała do niej. Tutaj panował chaos, kurz i nieprzyjemny zapach.
Oczywiście
próbowała sobie przypomnieć co tak naprawdę się stało, ale na marne. Czuła się
jakby ktoś wymazał z jej pamięci przynajmniej ostatnie kilka dni. Musiał zrobić
to z premedytacją, bo ona rzeczywiście nie mogła przypomnieć sobie niczego
szczególnego.
Drzwi z
impetem się nagle otworzyły. Któż w nich stanął? Nie wiedziała.
Chociaż…
Wiem.
Spotkali się
jak była na spacerze z Roco. Miała rację, że jest za bardzo uprzejmy.
Wiedziała, że nie należy ufać takim ludziom, lecz, aby się o tym przekonać
musiała trafić, aż tutaj? Za jakie grzechy.
Melancholijnej
depresji i tak była blisko. To zaledwie kilka kroczków w przód, aby jej stan
się pogorszył. Nigdy nie potrafiła wytrzymać napięcia.
- Nie wiem
jak odpłacisz się za nocleg – spiorunowała go wzrokiem. A to prosiła się o to?
– Przespałaś już u nas trzy nocki to majątek jak na nasze usługi – nabrała
powietrza do płuc. Nie mogła zrozumieć w jakim celu tutaj jest. Dlaczego właśnie
to ona trafiła do tej paskudnej nory.
- Nie
prosiłam się o taki hotel – splunęła próbując rozluźnić sznur.
- Jeśli
będziesz współpracować i nie robić problemów wyjdziesz z tego cała – no tak,
nie przetrzymywali by jej tutaj, gdyby niczego nie chcieli. To takie amatorskie
jak załatwiają lewe interesy kosztem niewinnej osoby.
- Tylko
wydaje mi się, że wzięliście nie tę dziewczynę co trzeba. Nic nie mam.
- Ty może
nie, ale Twój ukochany tak.
- W czym
miała by pomóc Wam zmarła osoba? – dreszcz na jej ciele zawirował. Nie
przywykła jeszcze do śmierci Justina, ale oczywiście musiała postawić sprawę
jasno.
Szyderczy
śmiech wypełnił jej uszy. Uniosła wzrok na lichego bruneta z nutką kpiny.
- Co chcesz
zdziałać taką postawą? Uśmiercasz własnego narzeczonego? – nie odezwała się.
Stwierdziła, że nie warto.
- Odpowiadaj
suko – zepchnął ją z łóżka. Zamgliło się jej przed oczami, gdy uderzyła o zimną
posadzkę. Była roztrzęsiona. Co takiego powiedziała złego? To prawda, którą
przyswoić jej nie łatwo.
- Będziesz milczeć?
– kopnął ją w brzuch, lecz ona nawet nie mogła zwinąć się w kłębek. Jej dłonie
przywiązane do cholernej poręczy łóżka uniemożliwiały jakikolwiek ruch. –
Zacznij mówić, bo moja cierpliwość się skończy. Była przestraszona. Jakim
mógłbyć potworem i do czego się posunąć?
- Posłuchaj
– kucnął przy niej – gdy nie weźmiesz się w garść zamienię Ci chwilę tutaj w
piekło – chwycił za jej podbródek, by spojrzała w jego oczy. Dostrzegła w nich
tylko zawiść. Był nie przewidywalny, lecz ona nawet bała się cokolwiek
powiedzieć.
Znów ją
kopnął. Tym razem mocniej. Zakrztusiła się. Nie mogła pojąć dlaczego właśnie
jej przydarzył się taki los. W czym zawiniła?
- Błagam
przestań – wykrztusiła.
- Przestać?
To dopiero początek. – jednym gestem rozwiązał jej obolałe dłonie. Mogła
wyswobodzić się z uścisku. Z zimnej podłogi podniósł ją migiem. Znów rzucił o
łóżko. Bała się, a gdy On próbował rozpiąć jej guzik od spodni zamarła. Tak już
skończyć na pewno nie chciała. Nie tutaj, nie w takich okolicznościach, a już
na pewno nie z nim. Dławiła się łzami. Błagała, szlochała, lecz do niego nie
docierało nic. Mimo, że się opierała mężczyzna był silniejszy. To przecież
logiczne.
- Zostaw ją
– drzwi znów się otworzyły. Pojawił się w nich kolejny mężczyzna, tym razem
blondyn. Wymienili się szybkim spojrzeniem. – Zostaw nas samych Tom – brunet jakby
był wystraszony. Migiem opuścił pomieszczenie, a ja przyglądałam się
mężczyźnie, który dopiero co tutaj wszedł.
- Nie chcę
zrobić Ci krzywdy – nie ufała mu. Po tym co wydarzyło się przed chwilą wolała
trzymać go na dystans. Nie wierzyła w jego słowa. Nie wierzyła już w nic.
- Czemu mnie
tutaj przetrzymujecie?
- Na
wyjaśnienia przyjdzie pora, powinnaś lepiej coś zjeść. – z plecaka, z którym
tutaj przyszedł wyciągnął kanapki wraz z napojem. Nie odmówiła. Była tak
głodna, że nawet nie podejrzewała, że mógł coś do nich dosypać.
- Jestem
Mark – odezwał się po dłuższej ciszy. – bardzo dobrze znam Twojego chłopaka.
- A więc
dlaczego tutaj jestem? – przełykałam ostatnie kęsy mając nadzieję, że cokolwiek
mi powie.
- Nie
nadużywaj mojej gościnności. – poderwał się. Obaj byli porywczy, a ja chciałam
tylko dowiedzieć się czym sobie zasłużyłam na pobyt w tej klitce.
- Czego tak
właściwie chcecie ode mnie? – podniosła się z łóżka. Nie mogła dalej tutaj być.
Musiała wrócić i powiedzieć rodzicom, że nic jej nie jest.
- Wróć na
łóżko, natychmiast- podniósł głos. Nie próbowała nawet się przeciwstawiać.
Postąpiła jak kazał, by ten ponownie ją przywiązał. Była wyczerpana. Ten sznur
naprawdę wbijał się doszczętnie w jej skórę.
- Możesz
chociaż trochę poluźnić? To boli.. – jego przenikliwy wzrok zniesmaczył ją –
Przepraszam, już nic nie musisz, tak jest znakomicie. – Zaśmiał się. Nabrała
powietrza do płuc, aczkolwiek On zrobił to o co prosiła. Poluźnił węzeł. Była
zdezorientowana, aczkolwiek skinęła głową na znak podziękowań.
Mężczyzna
zbierał się do wyjścia.
- Idziesz
już? – nie chciała, aby wracał tutaj Tom. Wolała już, aby to On był tutaj. Nie
był natarczywy, ani nabuzowany energią. Przynajmniej nie zrobił jej krzywdy.
- Chcesz bym
został? – skinęła głową. – Nie obawiasz
się? Nie chcesz odpocząć?
- Nie chcę,
aby wrócił tutaj Twój kumpel. – na jego usta wkradł się uśmiech. Byłam
zaskoczona. Po raz pierwszy uśmiechnął się w mym towarzystwie.
- Zaraz do
Ciebie wrócę słonko – przeszył ciało dreszcz. Nie chciała, aby ją tak nazywał.
Należała przecież tylko do Justina chociażby miała już nigdy go nie zobaczyć.
Minuty
leciało, a gdy tylko podłoga za drzwiami skrzypiała obawiała się, że zaraz
wejdzie tutaj Tom. Nie chciała powtórki z rozrywki. Obawiała się do czego może
się posunąć. Przecież mógł wszystko. Była tylko szarym pionkiem w tej grze. Nie
była warta nic.
Odetchnęła w
końcu z ulgą, gdy do pokoju wszedł nie kto inny jak Mark.
- Powiesz mi
coś – rozpoczął ich monolog. Była nadal zdezorientowana. – Uśmiercić własnego
faceta?
To takie
dziwne? On rzeczywiście nie żyję, dlatego też nie rozumiem ich zdziwienia.
- Nie
musiałam tego robić. On zginął. – znów po raz kolejny ją wyśmiano. Czy oni
naprawdę są na tyle głupi, by nie pojąć sytuacji?
- Głupiaś?
Widzieliśmy go jeszcze wczoraj. – że co proszę? Kto tutaj oszukiwał? Ja, oni,
czy szeregowy. Nie mogłam przyswoić tego co do mnie mówił.
- Nie to nie
może być prawda. Przecież wysłano mi jego akt zgonu.
- Kurwa –
kopnął w kartony – próbowałem być dla Ciebie miły, a Ty wkręcasz mnie w jakieś
bajeczki? Na chuj Ci to – przyglądał się jej bacznie. Musiała mu to udowodnić.
Nawet wiedziała jak.
- Gdy mnie
rozwiążesz udowodnię Ci
- Niby jak? –
splunął – Nie rozwiążę Cię, wkurwiłaś mnie.
- W tylnej
kieszeni spodni mam ten akt, wyciągnij – uniosła się delikatnie z jednej strony
zaciskając mocno wargi. Nie chciałaby ktokolwiek jej dotykał, ale czy miała
wyjście? Nie chciała skończyć w dole.
- To ściema.
Nie zaczynaj z nami pogrywać. – przewróciła oczami.
- Ale niby
kiedy miałabym to spisać? Nawet nie wiedziałam, że ktoś mnie porwie. Przecież
jako porywacz powinieneś być choć odrobinę bystry – zawahała się – a na dodatek
na papierku jest pieczątka wojska. – nie mogła zrozumieć dlaczego sądzili, że
kłamie. Niby po co miałaby to robić?
Drzwi się
zatrzasnęły. Znów została sama, lecz tym razem bała się jeszcze bardziej. Co
mogli jeszcze wymyślić? Nawet nie chciała myśleć.
- Masz
zdanie do zrobienia mała – nagle wparowała ich trojka. Tom, Mark i .. Właśnie.
Nie miała pojęcia kim był. Bardziej zwróciła uwagę na to co mówił jeden z nich.
- Co w ogolę
za pewność, że zrobię? – wycedziła.
- Nie masz
wyjścia, jeśli nie chcesz skończyć 3 metry pod ziemią – Tom mimowolnie
spiorunował ją wzorkiem.
- Co takiego
mam zrobić?
- A widzisz
nie można było tak od razu królewno? – wybuchnął nagle ten trzeci. Zlała go, po
prostu przyglądała się Mark’owi. Myślała, że zareaguję jakoś, lecz tym razem
był po ich stronie.
- Zadzwonisz
do swojego kochasia i umówisz się z nim – w końcu odezwał się blondasek.
Westchnęła. Niby dlaczego miała to robić? Nie miała pewności już czy Justin
żyje czy nie. Była skołowana.
- Skąd
pewność, że on żyje?
- Gdy
spróbujesz to sama się przekonasz – bezczelny. Nie była pewna słów, ani czynów.
- Ale czemu
mam się niby z nim spotkać?
-
Myśleliśmy, że się za nim stęskniłaś – wyszczerzył się Tom. Miałam ochotę mu
przywalić. Naprawdę strasznie mnie irytował. – Po prostu chcemy z nim zamienić kilka słów –
nie mogła na to pozwolić. Co jeśli zrobią mu krzywdę? Nie mogła go wystawić na
taką konfrontację.
- Ale nic mu
się nie stanie? – wyśmiali ją znów. Co takiego powiedziała? Po prostu się
martwiła.
- Odpocznij,
jutro wykonasz polecenie – jak na zawołanie wybiegli zaraz za blondynem. Miałam
się zgodzić? Ale dlaczego? Nie mogłam. Nie dam rady.
- Bez
żadnych numerów zrozumiałaś? – z impetem pociągnął ją za końcówki włosów. Nie
umiała wystawić ukochanego. Choć nadal nie wierzyła w to, że żyje to nie
umiała. Wolała by nadal przetrzymywali ją samą niż miało by stać się coś
najważniejszej dla niej osobie. Przecież nie mogła na to pozwolić.
- Słucham?
- Justin.. –
głos zupełnie jej się załamał. Nie potrafiła wydusić ani jednego słówka, a Tom
stał nad nią i groził nożem. Nie wiedziała co wybrać. Łzy cisnęły się do oczu. –
Spotkajmy się o 20 na rogu La Brea Avenue. – telefon Megan natychmiast wyrwano.
Nie było dane powiedzieć więcej. Nie mogła nic, choć tak bardzo się o niego
martwiła. Wystawiła go. Wystawiła najbliższą osobę na pastwę losu. Jak mogła?
Czyżby właśnie zgubiła kurs drogi tej miłości?
-
Zadowolony? – warknęła nie świadom swego czynu. Mimowolnie została zgnębiona
przez zdzielenie w policzek.
- Nabierz
szacunku.
- Tom –
krzyknął Mark – Nie waż się więcej podnosić na niej ręki. Nie jest
niczemu winna. – w co On się bawił? Próbował odgrywać dobrego? Gdyby nim był
już dawno by mnie wypuścił.
Gdy wysiadła
z czarnej furgonetki nogi zaprowadziły ją w miejsce gdzie miała spotkać się z
mężczyzną, którego tak bardzo kochała, a który przecież miał umrzeć. Nie
pojmowała zupełnie niczego. Szła z nadzieją, że to sen z którego zaraz się
wybudzi.
Ciało jej
zesztywniało. On żyje? Co z aktem zgonu, który jej przysłali? Oszukali ją? To
tylko durny żart? Wcale się im nie udał. Dwa miesiące spędziła opłakując jego
śmierć, a nawet pochowała zmasakrowane ciało swego ukochanego.. Co jest grane?
- Megan
kochanie – rzucił się wręcz na nią. Przytulał ją tak mocno martwiąc się, że
zaraz znów mu ucieknie. – Nic Ci nie jest? Nie zrobił nikt Ci krzywdy? Gdzie
się podziewałaś?
- Justin –
wychrypiała nie mogąc nadal uwierzyć we wszystko.
- Ćss chodź
kochanie, wróćmy do domu, gdzie wszystko mi opowiesz – odsunęła się od niego.
Zauważył, że coś jest nie tak, aczkolwiek ona nie mogła nic zrobić. – Skarbie co
się dzieje?
- To
pułapka, uciekaj proszę – wycedziła przez zęby nie mogąc opanować łez. Justin
był nie ugięty. Nie mógł uwierzyć w jej słowa, ale też nie mógł zrozumieć co
tak właściwie się dzieje.
- Megan nic
Ci nie grozi – przytulił ją. Przy nim przecież była bezpieczna, nikt nie mógł
zrobić jej krzywdy. Żaden głupiec by się nie ośmielił. Trzymał jej kruche ciało
w swych objęciach na ustach składając krótkie pocałunki. Był szczęśliwy, że nic
jej nie jest.
- Justin
proszę uciekaj, nie żartuje – przełykała z trudem ślinę. Do niego nadal nic nie
dochodziło. Czuł się pewien, aczkolwiek trzech głupców znalazło się na
zrujnowanie ich życia.
- Jakie to
słodkie – roześmiał się Tom. Megan już wiedziała, że nie szykuje się nic
dobrego. Obawiała się najgorszego, lecz nadal miała nadzieję, że Justin nie
pozwoli jej ponownie zabrać. – Ale dosyć
tych czułości, zabierz ją Dave – jad w końcu z niego zaczął wypływać.
O Bosh! Zajebiste, pisz i nie przestawaj *-* zakochałam się w twoim blogu ^.^ Porwanie ? Co teraz będzie z Megan ? Przecież ona go ostrzegła ... Ehh :/ Pozdrawiam i weny życzę ;* Kiedy kolejny ?
OdpowiedzUsuńNajndkajshdkjasbekwbqkqh! *.*
OdpowiedzUsuńEj, ale mam nadzieję, że Justinowi nie zrobią nic złego, prawda? Coś czuję, że ta dwójka będzie od siebie odseparowana na długi czas. Będą myśleć, że oboje nie żyją, a na końcu się spotkają i będzie super mega wystrzałowo, haha!
Kocham. ;*
To jest świetne, jak to wszystko opisujesz.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze nie stanie sie nic Meg ani Justin'owi.
Mam nadzieję, że wszystko skończy sie dobrze.
Boże,pisz szybki, bo chyba umrę z ciekawości. :)
Pozdrawiam,
Karolina (Bloblo)
[Przepraszam za SPAM]
OdpowiedzUsuńZagłosowałabyś na mnie w konkursie ? Piszesz Autor: Klaudia Boo nr 24 >> http://violetta2polska.blogspot.de/2015/02/konkurs-fioletowy-szkic-zmiany-w.html#comment-form nie można dawać kom z Anonima... Dla mnie to bardzo ważne ;\ Dziękuję x