CZYTASZ = SKOMENTUJ !
Analizował w głowie bieg ostatnich
wydarzeń. Mimo, że los zlewał się z nadaną przyszłością bieg po rzeczywistość
nie była wcale ukojeniem. Jego teraźniejszość była szara, monotonna i pełna
obaw. Wszystko odpokutował w należyty sposób, bo gdy wraca do przepełnionego
bólem mieszkania napotyka się na wizję, których nawet nie śmiał sobie
wyobrażać.
Stan w jakim odnajduje Megan nie jest
wręcz do spisania. Ona wręcz krwawi nabytkiem, który przyswoili jej mężczyźni,
z którymi miała do czynienia przez ostatnie trzy miesiące.
- Megan – zachrypnięty głos Justina
zlewa się z tłamszonym krzykiem blondynki. Nie ma już sił, ukochana potrafi
przysporzyć mu niepowodzeń – Błagam zlituj się – chwycił ją za ramiona choć
przez moment nie odwracając wzroku od jej błyszczących tęczówek. Gdy dziewczyna
nie wstrzykiwała sobie narkotyku była nie do zniesienia. Wpadała na przeróżne
pomysły i ktoś powinien być z nią w każdym momencie.
- Potrzebuję odpowiedniej ilości –
powtarzała w kółko to samo. Rodzina była przejęta zaistniałą sytuacją i gdy
tylko mogli próbowali wyciągnąć Megan do specjalistów, lecz ona protestowała.
Ciągle uważała, że jej to nie potrzebne. Collins grała na zwłokę, by zmierzyć
się z zaistniałym bólem, lecz nie zdziałała nigdy dużo na własną rękę. – Mógłby mnie Pan nie dotykać? – kolejny raz
to samo, nie dawała się nikomu do siebie zbliżyć, a już na pewno nie Justinowi.
Narkotyk wyżarł jej mózg, wyżarł wspomnienia, przeszłość dosłownie wszystko.
- Co robię kurwa źle? – spojrzał w
jej źrenice na tyle dogłębnie, aby doszukać się czegokolwiek – Nie zrobię Ci
krzywdy, nie jestem tym facetem, który chce jak najgorzej dla Ciebie. Moja
miłość do Ciebie nie pozwoliła by mi tego. Moja męskość nie darowała by mi – przyglądał
się spokojnej Megan, którą trzymał w ramionach. Stawała się spokojniejsza. –
Nie darował bym sobie gdyby Ci się coś stało, więc kurwa pojmij w końcu, że
jestem tutaj, aby się Tobą opiekować. Tęsknie za Tobą – przez moment panowała
cisza, a z oczu Justina ciekły pojedyncze łzy. Kryształowy obraz jego twarzy
zagiął Megan. Uspokoiła się, lecz Justin kontynuował – Pamiętasz jak
przysięgałem Ci miłość na zawsze? Nie ważne co by się działo, zawsze razem.
Pamiętasz jak spędzaliśmy wspólnie czas? Ile miłości potrafiliśmy sobie
podarować? Gdzie podziała się Moja kochana, wspaniała Megan? – łzy
automatycznie zderzały się z podłogą. Było ich coraz więcej, a Justin nie
zamierzał przestawać. – Ile razy wyobrażaliśmy sobie wspólną przyszłość? Ile razy
planowaliśmy nasz wspólny ślub? Jak często mówiliśmy o dzieciach. Błagam
powiedz, że pamiętasz. Musisz to pamiętać – zdesperowany podniósł głos. Był na
totalnym wykończeniu, aczkolwiek Megan nie pisnęła słówkiem. Przyglądała się i
wsłuchiwała monologowi chłopaka – Zapomniałaś już jak ile razem przeżyliśmy?
Ile mieliśmy wzlotów i upadków? Zapomniałaś jak potrafiliśmy sobie pomagać? Czy
do jasnej cholery nic już nie pamiętasz? – ocierał swoje łzy, które wyłącznie
przybywały z podwojoną siłą. Płakał jak mały chłopiec, ale nie wstydził się
tego przy niej. – Naprawdę już zapomniałaś jak wiele Ci oddałem? Poświęciliśmy
wszystko temu związkowi. Gdy wyjeżdżałem na misje nie myślałem o nikim innym
tylko o Tobie. Robiłem wszystko z myślą o Tobie – głos załamywał mu się
bardziej, a ręce opadały bezsilnie.
- Śmiesz teraz wytknąć wszelkie zło
mojej osobie? – zakrztusiła się własną śliną. – Myślisz, że dla mnie to jest
takie proste tak? Wiesz jak podle się czuję, że nie pamiętam z Twoją osobą
zupełnie nic. Chciałabym, uwierz. Chciałabym, żeby ten koszmar nigdy się nie
wydarzył. Żeby nie dotykali mnie w ten brutalny sposób, żebym nie musiała
uczestniczyć we wszystkich krzywdach jakie mnie przez te trzy miesiące spotkały
– splunęła. Oboje byli załamani. Nie umieli pogodzić się z tym co los przyniósł
im na tacy. Wyrządził im tyle krzywd. – Gdybyś choć poczuł tyle nienawiści co
ja przez ostatnie trzy miesiące zrozumiał byś mnie. Nie dawałam sobie tam rady,
byłam zdana tylko wyłącznie na siebie – dławiła się, lecz kontynuowała – Mogłam
tylko ja poczuć ból na swym ciele. Ty nawet nie wyobrażasz sobie ile katorgi
przeżyłam w tym niedoszłym pomieszczeniu. Ile bólu wycierpiałam i ile nacięć
skóry, ciosów wytrzymałam. – pociągnęła nosem z niedoboru wspomnień i
zahaczając o kanapę opadła. Była naprawdę wycieńczona, a głód odzywał się w
większym popłochu.
- Nie chcę zrzucić winy na Ciebie,
uwierz chcę dla Nas jak najlepiej, ale ja już nie potrafię wytrzymać bez
Twojego ciepła, pocałunków choćby przytulenia – wychrypiał dławiąc się gorzką
atmosferą po czym zbliżył się do niej.
- Nie dotykaj mnie – jak z procy
wystrzeliła potokiem niewielkich słów, a jednocześnie tak bolesnych dla
kochającego mężczyzny. Wiele razy próbował ją zrozumieć, ale ona nie pozwalała
mu na to. Nie pozwalała wykrzesać złych emocji. Tłamsił to w sobie.
- Czy już tak będzie zawsze? –
zdesperowany uklęknął tuż przed nią. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Ile
bólu przysłania mu świat. – Czy już
nigdy Cię nie dotknę ma kochana? – potok jego łez nie ustępował. Nie umiał
przestać. Jej słowa go raniły.
- Nie wiem, nie wiem – zerwała się z
kanapy krzycząc na niego, na cały świat. Widać było, że oboje już nie
wytrzymywali. Byli na tyle załamani, że wszystko było przeciwko ich.
- Uwierz, że nie chcę dla Ciebie źle
– przesiąknięty złością głos szatyna wdrążył się w jej słuch. Był na tyle
smutny, że zlewał się z nienawiścią do własnej osoby.
- Po prostu zostaw mnie samą – znów
krzyknęła. Nawet nie mógł dojść do tego, dlaczego to robiła. Był opanowany,
próbował zrobić cokolwiek w dobrym kierunku, a ona nie robiła sobie z tego
dosłownie nic. Była obojętna.
- To znaczy, że mam wyjść? –
zdenerwowany próbował się uspokoić, lecz nie wychodziło mu to najlepiej. Był
wręcz wściekły postępowaniem i zachowaniem swej narzeczonej, aczkolwiek nie
wszczynał awantur, nie chciał sprawić by bała się go jeszcze bardziej. Po
prostu jej milczenie uznał za odpowiedz na swoje pytanie i trzaskając drzwiami
doskonale wiedział gdzie musi się udać.
Zupełnie nie tak wyobrażał sobie jej
powrót. Zupełnie nie zdawał sobie spawy z tego, iż kobieta, której oddałby
wszystko tak na niego zareaguje. Nie był na to przygotowany. Tak cholernie
tęsknił za osobą, której zawdzięczał wiele. Za osobą, która wyprowadziła go z
kłopotów i pozwoliła uwierzyć w lepsze czasy. Nie mógł wręcz sobie wyobrazić,
że dopuścił do spustoszenia w ich związku. Nie mógł przyswoić odpowiednich
argumentów, które by go usprawiedliwiły. Nie było takich, a jego zawiść
przeobrażała się w coraz większego potwora. Nie mógł wybaczyć mężczyznom,
którzy życie jego najważniejszej osoby zamienili w piekło, ale postanowił
zmierzyć się z losem.
- Przystanę na Twój dobitnie chory
układ – splunął w sam środek sali, w której się znajdowali. Sam nie umiał
wytłumaczyć co skłoniło go to tej decyzji, aczkolwiek był na tyle zdesperowany, że gotów był zrobić wszystko. –
Lecz skąd mogę mieć pewność, że to pomoże? – zachrypnięty męski głos
rozprzestrzenił się po dłużej ciszy. To prawda. Justin nie mógł mieć pewności
do planu jaki zaoferował mu Mark. Nie ufał mu na tyle, aby zrozumieć kwestię
jaką korzyść ma w tym wszystkich więzień tutejszej komendy. Nie mógł robić
niczego bezpodstawnie, to nie było w jego stylu.
- Zagwarantować Ci mogę, że wszelkie
spory jakie do tej pory wam towarzyszyły odejdą. Dziewczyna wyjdzie z tego
cało. – jego słowa nie były tak bardzo pewne, aczkolwiek szatyn nie mógł dłużej
czekać. Sytuacja w ich domu strasznie go wykańczała, lecz też nie mógł pozwolić
na kolejny zawód z jego strony. Mimo, że bał się wszelkich niepowodzeń,
przystanął na propozycję Mark’a. Sam nie mógł uwierzyć w swoją lekkomyślność.
- Mój zaufany lekarz spotka się z
Tobą dziś o godzinie 18 – mężczyzna podał szatynowi kartkę na której nabazgrany
był adres ulicy, na której znajdowała się klinika.
Obracał kartkę w dłoniach bojąc się
własnej reakcji na temat bliskiej przyszłości, która ich czeka. Nie mógł dłużej
czekać, odpalił silnik samochodu i ruszając w wyznaczony adres nabierał
powietrza, by pomóc sobie przyswoić bieg po przyszłość. Wszystko przychodziło
mu ciężko, bał się konsekwencji, a mimo to dążył po awaryjny plan wyjścia,
który wcale może się nie sprawdzić. Nie miał pewności do Marka, do tego lekarza
i do lekarstw, które miał odebrać. Pewność z siebie w mgnieniu oka zamieniła
się na strach, a zdruzgotanie wystrzeliło z oczu w promieniu kolejnej godziny,
którą spędził w poczekalni.
- Następny – zawrzał w środku słysząc
podniesiony ton głosu zza drzwi, w które miał właśnie zaraz wejść. Jego myśli
wróciły do punktu wyjścia i miał zamiar się właśnie wycofać, gdy ku wielkiemu
zdziwieniu dość szanowany lekarz wyszedł mu na spotkanie. Tym razem psychika
podpowiadała, aby poszedł. Wypychała go wręcz w sidła niewinnego postępku i jak
śmiał przekroczyć próg gabinetu tak szybko z niego nie wyszedł.
- W czym mogę pomóc? – mężczyzna już
w dość podeszłym wieku zasiadł przy biurku na samym środku białej sali. Szatyn
przełknął niepostrzeżenie ślinę i wgapiając się w doktora analizował dobitnie
treść swej przyszłej wypowiedzi.
- Przysłał mnie do pana Mark w dość
nietypowych okolicznościach – odchrząknął Justin miejący nadzieję na jak
najlepsze skutki tego spotkania. Wyczerpywała go teraźniejszość, na którą wcale
się nie pisał i w każdy możliwy sposób był w stanie zrobić cokolwiek.
- Ah, więc to pan – przemieszczał się
po gabinecie od szafki do szafki i z grymasem na twarzy w końcu opuścił
gabinet. Szatyn wtedy miał okazję zwiać przy nadarzającej się okazji, lecz
jednak obiecał sobie, że nie stchórzy i w szczególny sposób pomoże Megan. Nie był osobą, która zbyt szybko poddawała
się, a każdy ruch w tej gonitwie jest dozwolony. – To może się przydać – wbiegł
wręcz do gabinetu i podając brązowookiemu błękitne opakowanie posłał
zachęcający uśmiech. W głowie Justina kłębiły się najgorsze wizje, najwięcej
sprzeczności i mnóstwo pytań na które sam sobie nie potrafił odpowiedzieć, a
więc powstrzymać też się nie umiał.
- Czy to pomoże? Na czym ma polegać
taki zabieg w dawkowaniu? – trzęsącymi dłońmi otwierał pudełko, w którym
zawarte było 30 białych pigułek. 30 szarych dni jak i nocy. Kwestia niepowodzeń
bądź co bądź udanej próby. Był na dobór wszelkiego coraz bardziej przerażony.
Nie miał pewności, nie miał zaufania.
- Pomagają zmniejszyć głód
narkotykowy przywołując organizm do normalnego trybu życia, aczkolwiek
potrzebne są również wizyty w naszym ośrodku. Nie chcielibyśmy zamykać pańskiej
narzeczonej w naszej klinice i dlatego zaczniemy od radykalnych środków, które
są sprawdzone. – był taki pewny i obeznany w tym co robił, lecz niepewność
chłopaka zmniejszała się z każdym słowem lekarza. Jego nieufność wzrastała,
lecz pieprzona gadka doktorka była całkiem wiarygodna. Sam nie umiał pogodzić
się z rzeczywistością. To było tak cholernie trudne i mało wykonalne.
- Skąd miałbym mieć pewność, że to
jej nie osłabi? Nawet pan jej nie badał, nie widział – zdesperowany wymyślałem
każdy haczyk, w który mógłby wpaść, lecz na dobór złego lub dobrego mężczyzna
miał na wszystko wytłumaczenie.
- Mark opowiedział mi dosłownie
wszystko. Streścił jej cały pobyt i przyjmowane dawki, a więc jest pewny, że te
tabletki pomogą, muszą pomóc. Chciałbym tylko umówić pańską dziewczynę na
wizytę w przyszłym tygodniu, nie będzie problemu? – ten kurewsko szczery uśmiech
próbował przekonać Justina, aby uwierzył na same słowa mężczyznom, lecz jemu
było cholernie ciężko przyswoić całą tę bajkę. Był tak omotany, iż nawet nie
zorientował się na jak długo zostawił Megan samą. Musiał natychmiast wracać do
domu.
Kobieta po wyjściu Justina miała
wiele czasu na przemyślenia. Zwiedziła doszczętnie całe mieszkanie z nadzieją,
że odnajdzie cokolwiek co sprawi, że wszystko powróci. Przetrzepała cały dom,
lecz dziś szczęścia nie miała. Wyłącznie co ją dopadała to chandra zaczerpnięcia
po narkotyk. Głód przeszkadzał jej w czymkolwiek. Nie potrafiła skupić się na
swym życiu, swoim związku. Myślami nadal była w małym pomieszczeniu, w którym
przeszła katorgę. Błąkała się myślami po najgorszych scenariuszach jej życia.
Ciężko miała pogodzić się z losem, który jej spisali. Wiele by pewnie oddała,
aby wróciło do normy, lecz bała się cokolwiek przyswoić. Bała się
teraźniejszości i tego co miało by się wydarzyć.
- Megan – w drżących dłoniach trzymał coś na wzór
tabletki, która miała zapobiec wszelkim niepowodzeniom i zaprzestać chaosu. Odpowiednia
dawka miała sprawić unormowanie w psychiczne narzeczonej, o którą tak bardzo
się martwił. Był na tyle zdesperowany, że był gotów zrobić wszystko, by spokój
zagościł w ich mieszkaniu. Nie miał pewności. Zarówno dobrze wszystko mogło być
ukartowane. – To Ci pomoże – podał w dłoń jedną z dziesięciu tabletek, które
miały być lekarstwem.
Widać był jej zachwianie, aczkolwiek
wyobrażając sobie, że dawką, którą tym razem przyjmie pomoże jej ukoić nerwy
nie krępowała się. Przeanalizowała w palcach jej kształt i połykając drobną
pigułkę przymknęła powieki. Jej mięśnie się rozluźniały. W końcu mogła poczuć
dyskomfort jaki odczuwała zawsze po zażyciu heroiny. Ciało stawało się lekkie,
a myśli zupełnie odizolowały się od codzienności.
- Justin – na jednym wydechu
wypowiedziała tak dobrze znane imię. Szatyn czekający na dalszy przebieg akcji
miał przed sobą wizję, w której nagle wszystko znika i wraca do normy, lecz to
było by za piękne. Megan natychmiastowo zaczęła się trzęść, a adrenalina w jej
żyłach nagle wystrzeliła w promieniu światła. Stan, w którym się znalazła nagle
był nie do opisania. Wszelkie jej organy automatycznie się spięły, skurczyły i
jak na dobór złego z ust dziewczyny poleciała warstwa czerwonej metalicznej
cieczy. Była przerażona, nie mogła zrozumieć co się dzieje, a Justin? Nie mógł
wydukać słowa, nie potrafił przejść do jakiegokolwiek czynu. Sparaliżowało go
ciało dziewczyny, które automatycznie upadało na ziemię i wiło się pod
ciśnieniem krwi, której wyłącznie przybywało. Nie wiedział co miał robić, był
zakłopotany, a Megan odpływała. Odcinała się od świata żywych.
KOLEJNY ZA NAMI ! Co to się dzieje i jak szybko mieni się akcja.. Wszystko jest takie nie do opisania. Chciałabym zawrzeć jak najwięcej, ale z drugiej strony również nie mogę. Muszę zostawiać smykałkę na kolejne rozdziały.
Dziękuje za wyświetlenia, komentarze i dobre słowa na temat fabuły. Jestem pod mega wrażeniem, że rozdziały wychodzą mi w miarę na plus. Nie są to dzieła literackie, ale moja amatorska gra również może kogokolwiek zachwyci. Nadzieja oczywiście taka mnie przy duchu trzyma.
Na chwilę obecną pojawił się ZWIASTUN OR ! Serdecznie zapraszam !
Oczywiście znajdziecie mnie na TT - @ORffPL w zakładkach jest oczywiście link jak również i do mojego aska.
Proszę też wpisywać się do Księgi Gości i wpisywać się na listę informowanych jak również odwiedzać mojego bloga na wattpad !
jezu cudowny
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńRozdziały za każdym razem są coraz lepsze i lepsze! Czekam na next :*
OdpowiedzUsuńDokładnie! Z każdym rozdziałem widać, że twój styl pisania się rozwija :). A ten rozdział - genialny :-) tylko mam nadzieję, że Megan nic nie będzie :c
UsuńO boze co dalej co dalej ?! Jsxjeisjiw /@melodiime
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, choć końcówka przerażająca.
OdpowiedzUsuńCzekam na next.
Pisz szybko :))
Pozdrawiam,
Karolina (Bloblo)
cudny
OdpowiedzUsuńgenialny
OdpowiedzUsuńsuper kiedy następny?
OdpowiedzUsuńo kurczę man nadzieję ,że megan nie umrze a rozdział jest cudowny
OdpowiedzUsuńOby Megan z tego wkońcu wyszła i przypomniała sobie Justina!
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuńdziewczyno ja tu płaczę no jak ty możesz tak dołować Justina i Megan nie może umrzeć twoje opowiadanie jest genialne i zwiastun przecudowny kiedy next?
OdpowiedzUsuń