czwartek, 19 marca 2015

ROZDZIAŁ ÓSMY

  CZYTASZ = SKOMENTUJ ! 

Analizował w głowie bieg ostatnich wydarzeń. Mimo, że los zlewał się z nadaną przyszłością bieg po rzeczywistość nie była wcale ukojeniem. Jego teraźniejszość była szara, monotonna i pełna obaw. Wszystko odpokutował w należyty sposób, bo gdy wraca do przepełnionego bólem mieszkania napotyka się na wizję, których nawet nie śmiał sobie wyobrażać.
Stan w jakim odnajduje Megan nie jest wręcz do spisania. Ona wręcz krwawi nabytkiem, który przyswoili jej mężczyźni, z którymi miała do czynienia przez ostatnie trzy miesiące.
- Megan – zachrypnięty głos Justina zlewa się z tłamszonym krzykiem blondynki. Nie ma już sił, ukochana potrafi przysporzyć mu niepowodzeń – Błagam zlituj się – chwycił ją za ramiona choć przez moment nie odwracając wzroku od jej błyszczących tęczówek. Gdy dziewczyna nie wstrzykiwała sobie narkotyku była nie do zniesienia. Wpadała na przeróżne pomysły i ktoś powinien być z nią w każdym momencie.
- Potrzebuję odpowiedniej ilości – powtarzała w kółko to samo. Rodzina była przejęta zaistniałą sytuacją i gdy tylko mogli próbowali wyciągnąć Megan do specjalistów, lecz ona protestowała. Ciągle uważała, że jej to nie potrzebne. Collins grała na zwłokę, by zmierzyć się z zaistniałym bólem, lecz nie zdziałała nigdy dużo na własną rękę.  – Mógłby mnie Pan nie dotykać? – kolejny raz to samo, nie dawała się nikomu do siebie zbliżyć, a już na pewno nie Justinowi. Narkotyk wyżarł jej mózg, wyżarł wspomnienia, przeszłość dosłownie wszystko.
- Co robię kurwa źle? – spojrzał w jej źrenice na tyle dogłębnie, aby doszukać się czegokolwiek – Nie zrobię Ci krzywdy, nie jestem tym facetem, który chce jak najgorzej dla Ciebie. Moja miłość do Ciebie nie pozwoliła by mi tego. Moja męskość nie darowała by mi – przyglądał się spokojnej Megan, którą trzymał w ramionach. Stawała się spokojniejsza. – Nie darował bym sobie gdyby Ci się coś stało, więc kurwa pojmij w końcu, że jestem tutaj, aby się Tobą opiekować. Tęsknie za Tobą – przez moment panowała cisza, a z oczu Justina ciekły pojedyncze łzy. Kryształowy obraz jego twarzy zagiął Megan. Uspokoiła się, lecz Justin kontynuował – Pamiętasz jak przysięgałem Ci miłość na zawsze? Nie ważne co by się działo, zawsze razem. Pamiętasz jak spędzaliśmy wspólnie czas? Ile miłości potrafiliśmy sobie podarować? Gdzie podziała się Moja kochana, wspaniała Megan? – łzy automatycznie zderzały się z podłogą. Było ich coraz więcej, a Justin nie zamierzał przestawać. – Ile razy wyobrażaliśmy sobie wspólną przyszłość? Ile razy planowaliśmy nasz wspólny ślub? Jak często mówiliśmy o dzieciach. Błagam powiedz, że pamiętasz. Musisz to pamiętać – zdesperowany podniósł głos. Był na totalnym wykończeniu, aczkolwiek Megan nie pisnęła słówkiem. Przyglądała się i wsłuchiwała monologowi chłopaka – Zapomniałaś już jak ile razem przeżyliśmy? Ile mieliśmy wzlotów i upadków? Zapomniałaś jak potrafiliśmy sobie pomagać? Czy do jasnej cholery nic już nie pamiętasz? – ocierał swoje łzy, które wyłącznie przybywały z podwojoną siłą. Płakał jak mały chłopiec, ale nie wstydził się tego przy niej. – Naprawdę już zapomniałaś jak wiele Ci oddałem? Poświęciliśmy wszystko temu związkowi. Gdy wyjeżdżałem na misje nie myślałem o nikim innym tylko o Tobie. Robiłem wszystko z myślą o Tobie – głos załamywał mu się bardziej, a ręce opadały bezsilnie.
- Śmiesz teraz wytknąć wszelkie zło mojej osobie? – zakrztusiła się własną śliną. – Myślisz, że dla mnie to jest takie proste tak? Wiesz jak podle się czuję, że nie pamiętam z Twoją osobą zupełnie nic. Chciałabym, uwierz. Chciałabym, żeby ten koszmar nigdy się nie wydarzył. Żeby nie dotykali mnie w ten brutalny sposób, żebym nie musiała uczestniczyć we wszystkich krzywdach jakie mnie przez te trzy miesiące spotkały – splunęła. Oboje byli załamani. Nie umieli pogodzić się z tym co los przyniósł im na tacy. Wyrządził im tyle krzywd. – Gdybyś choć poczuł tyle nienawiści co ja przez ostatnie trzy miesiące zrozumiał byś mnie. Nie dawałam sobie tam rady, byłam zdana tylko wyłącznie na siebie – dławiła się, lecz kontynuowała – Mogłam tylko ja poczuć ból na swym ciele. Ty nawet nie wyobrażasz sobie ile katorgi przeżyłam w tym niedoszłym pomieszczeniu. Ile bólu wycierpiałam i ile nacięć skóry, ciosów wytrzymałam. – pociągnęła nosem z niedoboru wspomnień i zahaczając o kanapę opadła. Była naprawdę wycieńczona, a głód odzywał się w większym popłochu.
- Nie chcę zrzucić winy na Ciebie, uwierz chcę dla Nas jak najlepiej, ale ja już nie potrafię wytrzymać bez Twojego ciepła, pocałunków choćby przytulenia – wychrypiał dławiąc się gorzką atmosferą po czym zbliżył się do niej.
- Nie dotykaj mnie – jak z procy wystrzeliła potokiem niewielkich słów, a jednocześnie tak bolesnych dla kochającego mężczyzny. Wiele razy próbował ją zrozumieć, ale ona nie pozwalała mu na to. Nie pozwalała wykrzesać złych emocji. Tłamsił to w sobie.
- Czy już tak będzie zawsze? – zdesperowany uklęknął tuż przed nią. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Ile bólu przysłania mu świat.  – Czy już nigdy Cię nie dotknę ma kochana? – potok jego łez nie ustępował. Nie umiał przestać. Jej słowa go raniły.
- Nie wiem, nie wiem – zerwała się z kanapy krzycząc na niego, na cały świat. Widać było, że oboje już nie wytrzymywali. Byli na tyle załamani, że wszystko było przeciwko ich.
- Uwierz, że nie chcę dla Ciebie źle – przesiąknięty złością głos szatyna wdrążył się w jej słuch. Był na tyle smutny, że zlewał się z nienawiścią do własnej osoby.
- Po prostu zostaw mnie samą – znów krzyknęła. Nawet nie mógł dojść do tego, dlaczego to robiła. Był opanowany, próbował zrobić cokolwiek w dobrym kierunku, a ona nie robiła sobie z tego dosłownie nic. Była obojętna.
- To znaczy, że mam wyjść? – zdenerwowany próbował się uspokoić, lecz nie wychodziło mu to najlepiej. Był wręcz wściekły postępowaniem i zachowaniem swej narzeczonej, aczkolwiek nie wszczynał awantur, nie chciał sprawić by bała się go jeszcze bardziej. Po prostu jej milczenie uznał za odpowiedz na swoje pytanie i trzaskając drzwiami doskonale wiedział gdzie musi się udać.
Zupełnie nie tak wyobrażał sobie jej powrót. Zupełnie nie zdawał sobie spawy z tego, iż kobieta, której oddałby wszystko tak na niego zareaguje. Nie był na to przygotowany. Tak cholernie tęsknił za osobą, której zawdzięczał wiele. Za osobą, która wyprowadziła go z kłopotów i pozwoliła uwierzyć w lepsze czasy. Nie mógł wręcz sobie wyobrazić, że dopuścił do spustoszenia w ich związku. Nie mógł przyswoić odpowiednich argumentów, które by go usprawiedliwiły. Nie było takich, a jego zawiść przeobrażała się w coraz większego potwora. Nie mógł wybaczyć mężczyznom, którzy życie jego najważniejszej osoby zamienili w piekło, ale postanowił zmierzyć się z losem.
- Przystanę na Twój dobitnie chory układ – splunął w sam środek sali, w której się znajdowali. Sam nie umiał wytłumaczyć co skłoniło go to tej decyzji, aczkolwiek był na tyle  zdesperowany, że gotów był zrobić wszystko. – Lecz skąd mogę mieć pewność, że to pomoże? – zachrypnięty męski głos rozprzestrzenił się po dłużej ciszy. To prawda. Justin nie mógł mieć pewności do planu jaki zaoferował mu Mark. Nie ufał mu na tyle, aby zrozumieć kwestię jaką korzyść ma w tym wszystkich więzień tutejszej komendy. Nie mógł robić niczego bezpodstawnie, to nie było w jego stylu.
- Zagwarantować Ci mogę, że wszelkie spory jakie do tej pory wam towarzyszyły odejdą. Dziewczyna wyjdzie z tego cało. – jego słowa nie były tak bardzo pewne, aczkolwiek szatyn nie mógł dłużej czekać. Sytuacja w ich domu strasznie go wykańczała, lecz też nie mógł pozwolić na kolejny zawód z jego strony. Mimo, że bał się wszelkich niepowodzeń, przystanął na propozycję Mark’a. Sam nie mógł uwierzyć w swoją lekkomyślność.
- Mój zaufany lekarz spotka się z Tobą dziś o godzinie 18 – mężczyzna podał szatynowi kartkę na której nabazgrany był adres ulicy, na której znajdowała się klinika.


  Obracał kartkę w dłoniach bojąc się własnej reakcji na temat bliskiej przyszłości, która ich czeka. Nie mógł dłużej czekać, odpalił silnik samochodu i ruszając w wyznaczony adres nabierał powietrza, by pomóc sobie przyswoić bieg po przyszłość. Wszystko przychodziło mu ciężko, bał się konsekwencji, a mimo to dążył po awaryjny plan wyjścia, który wcale może się nie sprawdzić. Nie miał pewności do Marka, do tego lekarza i do lekarstw, które miał odebrać. Pewność z siebie w mgnieniu oka zamieniła się na strach, a zdruzgotanie wystrzeliło z oczu w promieniu kolejnej godziny, którą spędził w poczekalni.
- Następny – zawrzał w środku słysząc podniesiony ton głosu zza drzwi, w które miał właśnie zaraz wejść. Jego myśli wróciły do punktu wyjścia i miał zamiar się właśnie wycofać, gdy ku wielkiemu zdziwieniu dość szanowany lekarz wyszedł mu na spotkanie. Tym razem psychika podpowiadała, aby poszedł. Wypychała go wręcz w sidła niewinnego postępku i jak śmiał przekroczyć próg gabinetu tak szybko z niego nie wyszedł.
- W czym mogę pomóc? – mężczyzna już w dość podeszłym wieku zasiadł przy biurku na samym środku białej sali. Szatyn przełknął niepostrzeżenie ślinę i wgapiając się w doktora analizował dobitnie treść swej przyszłej wypowiedzi.
- Przysłał mnie do pana Mark w dość nietypowych okolicznościach – odchrząknął Justin miejący nadzieję na jak najlepsze skutki tego spotkania. Wyczerpywała go teraźniejszość, na którą wcale się nie pisał i w każdy możliwy sposób był w stanie zrobić cokolwiek.
- Ah, więc to pan – przemieszczał się po gabinecie od szafki do szafki i z grymasem na twarzy w końcu opuścił gabinet. Szatyn wtedy miał okazję zwiać przy nadarzającej się okazji, lecz jednak obiecał sobie, że nie stchórzy i w szczególny sposób pomoże Megan.  Nie był osobą, która zbyt szybko poddawała się, a każdy ruch w tej gonitwie jest dozwolony. – To może się przydać – wbiegł wręcz do gabinetu i podając brązowookiemu błękitne opakowanie posłał zachęcający uśmiech. W głowie Justina kłębiły się najgorsze wizje, najwięcej sprzeczności i mnóstwo pytań na które sam sobie nie potrafił odpowiedzieć, a więc powstrzymać też się nie umiał.
- Czy to pomoże? Na czym ma polegać taki zabieg w dawkowaniu? – trzęsącymi dłońmi otwierał pudełko, w którym zawarte było 30 białych pigułek. 30 szarych dni jak i nocy. Kwestia niepowodzeń bądź co bądź udanej próby. Był na dobór wszelkiego coraz bardziej przerażony. Nie miał pewności, nie miał zaufania.
- Pomagają zmniejszyć głód narkotykowy przywołując organizm do normalnego trybu życia, aczkolwiek potrzebne są również wizyty w naszym ośrodku. Nie chcielibyśmy zamykać pańskiej narzeczonej w naszej klinice i dlatego zaczniemy od radykalnych środków, które są sprawdzone. – był taki pewny i obeznany w tym co robił, lecz niepewność chłopaka zmniejszała się z każdym słowem lekarza. Jego nieufność wzrastała, lecz pieprzona gadka doktorka była całkiem wiarygodna. Sam nie umiał pogodzić się z rzeczywistością. To było tak cholernie trudne i mało wykonalne.
- Skąd miałbym mieć pewność, że to jej nie osłabi? Nawet pan jej nie badał, nie widział – zdesperowany wymyślałem każdy haczyk, w który mógłby wpaść, lecz na dobór złego lub dobrego mężczyzna miał na wszystko wytłumaczenie.
- Mark opowiedział mi dosłownie wszystko. Streścił jej cały pobyt i przyjmowane dawki, a więc jest pewny, że te tabletki pomogą, muszą pomóc. Chciałbym tylko umówić pańską dziewczynę na wizytę w przyszłym tygodniu, nie będzie problemu? – ten kurewsko szczery uśmiech próbował przekonać Justina, aby uwierzył na same słowa mężczyznom, lecz jemu było cholernie ciężko przyswoić całą tę bajkę. Był tak omotany, iż nawet nie zorientował się na jak długo zostawił Megan samą. Musiał natychmiast wracać do domu.

 
    Kobieta po wyjściu Justina miała wiele czasu na przemyślenia. Zwiedziła doszczętnie całe mieszkanie z nadzieją, że odnajdzie cokolwiek co sprawi, że wszystko powróci. Przetrzepała cały dom, lecz dziś szczęścia nie miała. Wyłącznie co ją dopadała to chandra zaczerpnięcia po narkotyk. Głód przeszkadzał jej w czymkolwiek. Nie potrafiła skupić się na swym życiu, swoim związku. Myślami nadal była w małym pomieszczeniu, w którym przeszła katorgę. Błąkała się myślami po najgorszych scenariuszach jej życia. Ciężko miała pogodzić się z losem, który jej spisali. Wiele by pewnie oddała, aby wróciło do normy, lecz bała się cokolwiek przyswoić. Bała się teraźniejszości i tego co miało by się wydarzyć.
- Megan –  w drżących dłoniach trzymał coś na wzór tabletki, która miała zapobiec wszelkim niepowodzeniom i zaprzestać chaosu. Odpowiednia dawka miała sprawić unormowanie w psychiczne narzeczonej, o którą tak bardzo się martwił. Był na tyle zdesperowany, że był gotów zrobić wszystko, by spokój zagościł w ich mieszkaniu. Nie miał pewności. Zarówno dobrze wszystko mogło być ukartowane. – To Ci pomoże – podał w dłoń jedną z dziesięciu tabletek, które miały być lekarstwem.
    Widać był jej zachwianie, aczkolwiek wyobrażając sobie, że dawką, którą tym razem przyjmie pomoże jej ukoić nerwy nie krępowała się. Przeanalizowała w palcach jej kształt i połykając drobną pigułkę przymknęła powieki. Jej mięśnie się rozluźniały. W końcu mogła poczuć dyskomfort jaki odczuwała zawsze po zażyciu heroiny. Ciało stawało się lekkie, a myśli zupełnie odizolowały się od codzienności.
- Justin – na jednym wydechu wypowiedziała tak dobrze znane imię. Szatyn czekający na dalszy przebieg akcji miał przed sobą wizję, w której nagle wszystko znika i wraca do normy, lecz to było by za piękne. Megan natychmiastowo zaczęła się trzęść, a adrenalina w jej żyłach nagle wystrzeliła w promieniu światła. Stan, w którym się znalazła nagle był nie do opisania. Wszelkie jej organy automatycznie się spięły, skurczyły i jak na dobór złego z ust dziewczyny poleciała warstwa czerwonej metalicznej cieczy. Była przerażona, nie mogła zrozumieć co się dzieje, a Justin? Nie mógł wydukać słowa, nie potrafił przejść do jakiegokolwiek czynu. Sparaliżowało go ciało dziewczyny, które automatycznie upadało na ziemię i wiło się pod ciśnieniem krwi, której wyłącznie przybywało. Nie wiedział co miał robić, był zakłopotany, a Megan odpływała. Odcinała się od świata żywych. 




KOLEJNY ZA NAMI ! Co to się dzieje i jak szybko mieni się akcja.. Wszystko jest takie nie do opisania. Chciałabym zawrzeć jak najwięcej, ale z drugiej strony również nie mogę. Muszę zostawiać smykałkę na kolejne rozdziały. 
Dziękuje za wyświetlenia, komentarze i dobre słowa na temat fabuły. Jestem pod mega wrażeniem, że rozdziały wychodzą mi w miarę na plus. Nie są to dzieła literackie, ale moja amatorska gra również może kogokolwiek zachwyci. Nadzieja oczywiście taka mnie przy duchu trzyma. 
Na chwilę obecną pojawił się ZWIASTUN   OR ! Serdecznie zapraszam ! 
Oczywiście znajdziecie mnie na TT - @ORffPL w zakładkach jest oczywiście link jak również i do mojego aska. 
Proszę też wpisywać się do Księgi Gości i wpisywać się na listę informowanych jak również odwiedzać mojego bloga na wattpad ! 




13 komentarzy:

  1. jezu cudowny

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdziały za każdym razem są coraz lepsze i lepsze! Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Z każdym rozdziałem widać, że twój styl pisania się rozwija :). A ten rozdział - genialny :-) tylko mam nadzieję, że Megan nic nie będzie :c

      Usuń
  3. O boze co dalej co dalej ?! Jsxjeisjiw /@melodiime

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny, choć końcówka przerażająca.
    Czekam na next.
    Pisz szybko :))

    Pozdrawiam,
    Karolina (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń
  5. super kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  6. o kurczę man nadzieję ,że megan nie umrze a rozdział jest cudowny

    OdpowiedzUsuń
  7. Oby Megan z tego wkońcu wyszła i przypomniała sobie Justina!

    OdpowiedzUsuń
  8. dziewczyno ja tu płaczę no jak ty możesz tak dołować Justina i Megan nie może umrzeć twoje opowiadanie jest genialne i zwiastun przecudowny kiedy next?

    OdpowiedzUsuń